[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Niestety, musiałem szybko ją przerwać. Zpieszyłem się.
Na spotkaniu związku jakichś* pojebów od makulatury pokłóciłem się dos'ć szybko. Nie podzielali
mojego zdania o tym. kto jest najlepszym pisarzem polskojęzycznym. 1 to nie od czasu śmierci
Marka Nocnego, ale od czasu śmierci ostatniego mamuta, który zapisał się tylko gównem z
prehistorycznej trawy, zaledwie bredzącej coś o zieleni zielonego ziełonizmu. W sumie dobrze się
stało. Miałem więcej czasu dla siebie. Przysiadłem w ogródku restauracji Sankt Petersburgi, gdzie
byłem umówiony ze znajomym Leonarda, i poczęstowałem się dobrze schłodzonym wytrawnym
martinl.
Facet był punktualny. Momentalnie spostrzegłem też, że jest trochę nieśmiały. Z kieszeni
wypłowiałej kurtki wystawała jednak okładka dobrze znanej mi książki. Ludzkie, Arcyludzkie. Od
razu musiałem go polubić.
Byl co najmniej pięć lat młodszy ode mnie, przynajmniej z wyglądu. Przypominał mi Thadeusa,
mojego starego przyjaciela z Polski, który chcąc, nie chcąc, osiadł w New York City, a raczej
przytulał się od dobrych kilku lat do brudnych koców tamtejszych noclegowni dla homeless.
Potrafi! wyciągać wnioski z najgrubszych tomisk, niczym gorąca woda wyciąga esencję z herbaty.
Puentował ostrożnie, aczkolwiek zawsze w samo sedno. Nigdy nie dokończył swego dzieła życia, a
mianowicie uporządkowania jakichś apokryficznych przypowieści. Zajmował się dość długo
życiorysami kilku co poczytniejszych pisarzy. Chodził po ich śladach. Fotografował ich domy.
Fotografował parki, w których rozkładali kieszonkowe szachownice albo w których spacerowali ze
swoimi psami, muzami, kurwami, chłopta-siami, żonami czy chuj wie, kim jeszcze. Jadał w
restauracjach, w których oni jadali, i pił w knajpach, w których oni pili. Oczywiście, o ile jeszcze
istniały. Nie robił tego absolutnie z jakiegoś snobizmu. Miał takie hobby. Drugim było wdychanie
samochodowych spalin z kilku co ładniejszych francuskich modeli, gdy odpoczywały na
czerwonych światłach. Dziwny był. No i rozpił się za bardzo.
Na nowo poznanego filozofa muszę uważać. Nie chcę się zadawać z byle kim, bo nie mam i tak
wystarczająco dużo czasu dla samego siebie. Jest młodszy, więc przykładam wagi do używanej
nomenklatury. Staram się nie używać przebrzmiałego dyskursu, niemodnych metafor, jakich oni
już nie używają. To tak na wszelki wypadek. Nie znam przecież progu jego wrażliwości, a pozory
mogą zawsze mylić. To tak, jak z feministyczną skórą.
Wydaje się twarda, szorstka i zbrojona. Nie jest to jednak okrycie gruboskórnego nosorożca. %7łeby
wbić włócznię w pancerz tego zwierza, musisz się mocno wysilić. Feministce z kolei wystarczy, że
facet pokaże jej język. On chce jej tylko powiedzieć, żeby spierdalała, ale ona to zawsze
zinterpretuje jako seksistowską napaść.
A zatem bardzo powoli przechodzimy do sedna dyskusji, z każdym słowem częstując się
wzajemnie uprzejmościami. Wypuszczam z klatki łasicę komplementów. Zgadzam się na
przejrzenie jego tłumaczeń, tym bardziej że Leonardo mi za to zapłaci. Jakoś podskórnie już je
akceptuję. Liczba tematów, na które chciałbym z nim wymienić poglądy, rośnie niczym Syzyfowa
góra. Czuję, że nigdy się nie skończy.
Facet okazuje się bardzo w porządku. Rozmawiając o modnych obecnie zasadach stosowania
żeńskich zaimków w tłumaczeniach, głównie amerykańskich popłuczyn, zgadzamy się, że to
płytka, jak odbyt myszy, feministyczna grammatologia. Jest ona czystym zaprzeczeniem inspiracji,
a na dodatek czystą formą hipokryzji, niczym popijanie dietetyczną coca-colą double buitered
popcoml
Zakrapiamy nasze dywagacje mocnymi drinkami, co powoduje, że wy-pruty logos plecie coraz
dłuższe i węższe ścieżki, oddalające nas od głównego tematu spotkania. Nowy znajomy rozgadał
się na dobre. Już nie jest nieśmiały. Opowiada ciekawie. Niektórych rzeczy nie dopowiadamy, bo
dopowiedzenia są czasami zbędne, jak szminka w szpitalu onkologicznym. Albo i różaniec.
Najgorsze jest to, że zapomniałem jego imienia. Pamiętałem je jeszcze piętnaście minut temu.
Teraz to jednak dla mnie piękna antyczna przeszłość. Alkohol upolował pomylony czas.
Opowiadał mi trochę historii ze swojego krótkiego życia. W pierwszym momencie starałem się
poczuć w jego skórze. Dość szybko jednak poniosło mnie rzeką wspomnień do moich czasów
studenckich i tych krótko po studiach bo zdałem sobie sprawę, że to zupełnie niemożliwe. Tak jak
niemożliwe jest poczucie się prawdziwym facetem przez lesbę, pierdolącą drugą szparę za pomocą
imitacji Fiuta, przytwierdzoną do jej szynek skórzanymi paskami. Głupia nie wie, że w takich
momentach wszystkie ośrodki czucia faceta zostają przerzucone desantem w miejsce, gdzie ona ma
[ Pobierz całość w formacie PDF ]