[ Pobierz całość w formacie PDF ]

jej, podniósł drugą kopertę.
- W wypadku, gdy podejmiesz nierozsądną decyzję i odrzucisz nasze zalecenie, aby
wycofać się ze sprawy i zaniechać wszelkich dalszych kroków, powinieneś wiedzieć, że
działasz wbrew wyraznym życzeniom departamentu sprawiedliwości. Naturalnie, zapewnimy
ci ochronę, jaką na twoim miejscu otrzymałby każdy, lecz nie będziemy ponosić
odpowiedzialności ani za to, co uczynisz, ani za szkody lub krzywdy, których możesz doznać.
- Taka jest treść pisma?
- Nie, ale taki jest sens - odparł Greenberg, prostując kartkę papieru. - Proszę. Sam
przeczytaj. - Wręczył Matlockowi list.
Było to oświadczenie podpisane przez zastępcę prokuratora generalnego. W dolnej
lewej połowie kartki było wykropkowane miejsce na podpis Matlocka.
Biuro dochodzeniowe Departamentu Sprawiedliwości zgodziło się przyjąć propozycję
pana Jamesa B. Matlocka, który zaoferował się służyć pomocą przy zdobyciu pewnych,
drobnych informacji na temat nielegalnych działań prawdopodobnie mających miejsce na
terenie Uniwersytetu Carlyle. Obecnie Departament Sprawiedliwości stwierdza, że sprawę
powinni przejąć kompetentni profesjonaliści; udział dr Matlocka jest wysoce niewskazany i
wbrew zaleceniom Departamentu. Niniejszym Departament Sprawiedliwości wyraża
wdzięczność panu Jamesowi B. Matlockowi za jego dotychczasową pomoc i zwraca się z
prośbą, żeby ze względu na własne bezpieczeństwo oraz ze względu, na dobro śledztwa
zaniechał wszelkich działań. Zdaniem, Departamentu Sprawiedliwości dalszy udział dr
Matlocka może przeszkodzić w dochodzeniu prowadzonym na terenie uczelni w Carlyle. Pan
Matlock otrzymał oryginał tego pisma, co poświadcza niżej własnoręcznym podpisem.
- Nie rozumiem. Z tego pisma wynika, że jeśli je podpiszę, to zgadzam się wycofać.
- Kiepski byłby z ciebie prawnik. Następnym razem jak będziesz kupował rower na
raty, poradz się mnie zawczasu.
- Dlaczego?
- To pismo jest bardzo chytrze sformułowane. Nie ma w nim ani słowa o tym, że
zgadzasz się wycofać. Jedynie, że departament sprawiedliwości cię o to prosi.
- Więc po jaką cholerę mam podpisywać?
- Bardzo dobre pytanie. Możesz sobie kupić rower... Masz podpisać ten świstek, jeśli
odrzucasz zalecenie, żeby wycofać się ze sprawy.
- Do diabła! - Matlock zeskoczył na podłogę i rzucił pismo na blat koło agenta. -
Może nie znam się na prawie, ale znam język, którym się posługujemy. Przeczysz sam sobie.
- To tylko tak wygląda. Pozwól, że zadam ci pytanie. Dajmy na to, że nieoficjalnie
nadal prowadzisz śledztwo. Jak myślisz, czy może zaistnieć sytuacja, że nagle chcesz się
zwrócić do nas o pomoc?
- Oczywiście. To nieuchronne.
- Otóż żadnej pomocy nie otrzymasz, jeśli nie podpiszesz tego papierka. Co tak na
mnie patrzysz? Ja nie mam z tym nic wspólnego. Za kilka dni zostanę odwołany i ktoś inny
zajmie moje miejsce. Za długo już się tu kręcę.
- Zakłamane bestie! Czyli tylko wtedy mogę liczyć na pomoc czy ochronę, jeżeli
podpiszę oświadczenie stwierdzające, że jej nie potrzebuję?
- Tak. Czasem naprawdę mam ochotę cisnąć to w cholerę i otworzyć prywatne biuro...
Departament chce sobie zabezpieczyć tyłek. Wykorzystuje się wszystko i wszystkich. Ale nie
bierze się odpowiedzialności, gdy cokolwiek nawali. Wina spada na innych.
- Jeśli nie podpiszę, skaczę bez spadochronu?
- Tak. Słuchaj, jestem dobrym prawnikiem, więc przyjmij moją radę. Wycofaj się. Nie
mieszaj. Zapomnij o wszystkim.
- Mówiłem ci. Nie mogę.
Greenberg sięgnął po szklankę.
- Bez względu na to, co zrobisz - powiedział łagodnie - nic nie przywróci życia
twojemu bratu.
- Wiem - odparł stanowczym tonem Matlock, choć wzruszyła go postawa agenta.
- Może zdołasz zapobiec śmierci innych młodych ludzi, ale szczerze w to wątpię. W
każdym razie sprawą powinien zająć się fachowiec. Niechętnie to mówię, ale Kressel miał
rację. Jeżeli nawet ominie nas najbliższy zjazd handlarzy narkotyków, ten synod złoczyńców,
to będą następne.
- Zgadza się.
- To dlaczego się wahasz? Zrezygnuj.
- Dlaczego się waham? Bo nie opowiedziałem ci jeszcze mojej żałosnej historyjki.
Pamiętasz? Zaczęliśmy od ciebie...
- Dobra, mów.
I Matlock opowiedział mu wszystko o Lucasie Herronie, wielkim człowieku,
legendzie Carlyle. O tym, jak ten śmiertelnie przerażony, chudy starzec wybiegł z ogrodu i
skrył się wśród drzew. O tym, jak w lesie rozległ się szloch, a potem padło jedno jedyne
słowo -  Nemrod . Jason Greenberg przysłuchiwał się uważnie i im dłużej Matlock mówił,
tym większy smutek malował się w oczach agenta. Kiedy wreszcie zaległa cisza, Greenberg
wypił do końca whisky i przygnębiony wolno pokiwał głową.
- Musiałeś mu wszystko zdradzić? Nie mogłeś przyjść do mnie? Musiałeś iść do
niego? Rozmawiać z nim, waszym uniwersyteckim świętym o rękach zbrukanych wiadrem
krwi? Loring miał rację. Po co nam amator pełen wyrzutów sumienia? Nie dość mamy
amatorów? Ty przynajmniej w ogóle masz sumienie, a nie o wszystkich można to
powiedzieć.
- Co mi radzisz?
- Podpisać oświadczenie. - Podniósł pismo z departamentu sprawiedliwości i wręczył
je Matlockowi. - Bo będziesz potrzebował pomocy.
Kiedy dojechali do  Kota z Cheshire , Matlock przepuścił Patrycję przodem i ruszył [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • domowewypieki.keep.pl