[ Pobierz całość w formacie PDF ]
silnik, wyjechał z parkingu i skręcił w stronę lasu.
Co ty robisz? spytała agentka, rozglądając się dookoła.
Parkuję w lesie.
Po co?
Wracam tam.
Co?!
Rozejrzę się sam, bez pomocy pana Korwina.
Chyba zwariowałeś?! Ultra była naprawdę zaniepokojona.
Nie, nie zwariowałem. Adam odjechał kawałek i zatrzymał się z boku drogi.
Idę z tobą powiedział spokojnie Czechowicz i wysiadł.
Zostajesz? Kniewicz odwrócił się do agentki.
A niby jak chcecie tam wejść?!
Zaimprowizujemy. Idziesz?
Dziewczyna patrzyła przez chwilę z niedowierzaniem to na jednego, to na drugiego, po
czym wysiadła z wozu i z wściekłością trzasnęła drzwiami.
ROZDZIAA 7
Sil spieszyła się. Wiedziała, że jest spózniona, ale sygnał przyszedł zbyt pózno. Minęła
polanę i wyszła na piaszczystą drogę. Około stu metrów dalej, przy wiejskiej kapliczce na
skrzyżowaniu czekał już elegancik. Ujrzawszy go, zwolniła i spokojnie się rozejrzała.
Otaczały ją łany zbóż rozsiane po rozległych pagórkach i tworzące miłą dla oka, urokliwą, a
nawet romantyczną dla wrażliwszych duchem kwintesencję krajobrazu przedkarpackiego.
Tylko gdzieniegdzie, i to znacznie wyżej, rozciągały się fragmenty lasu zdobiące łagodne
szczyty. Prócz elegancika w pobliżu kapliczki nie było żywej duszy. Od spotkania w Nowym
Targu agent nie zmienił właściwie wyglądu. Mimo ponad dwudziestu stopni i słonecznej
pogody nie zdecydował się nawet zdjąć marynarki.
Sil zbliżyła się do niego, ostatni raz oglądając się za siebie.
Przepraszam, za pózno...
Nie szkodzi, wiem przerwał jej. Jest mała zmiana planów i stąd to spotkanie.
Nie za dowcipnie tak w takim miejscu?
Daj spokój. Elegancik jak zwykle nie grzeszył pogodnym nastrojem. Wszystko w
porządku?
Odpoczywam. Co mogłoby być nie w porządku?
W Warszawie nasi przyjaciele wykazują niepokojącą aktywność.
A co z Ultrą i resztą?
Działają powoli, właściwie nic nie wiedzą.
Sil pokręciła głową z dezaprobatą.
Przecież szef chciał, żebyśmy się wycofali.
To prawda i na razie tak pozostanie, ale musisz częściej zmieniać mety.
Przecież minęło ledwie kilka dni!
Nie szkodzi rzekł agent z naciskiem. Dziś wyprowadzisz się z Rabki.
Sil spojrzała na drewnianą, zniszczoną już przez korniki Matkę Boską w niebiesko-białej
szacie.
Domyślają się, kim jestem?
Ełegancik wzruszył nieznacznie ramionami.
Ci z zakładu Wasyłyszyna raczej nie.
A tamci?
Tamci też raczej nie, ale sądzę, że to kwestia czasu.
Nie powinnam wrócić? Uznała, że to dobry moment na kolejną próbę.
Trzymaj się planu. Szef wie, co robi. Agent odwrócił się. Jakiś samochód jedzie.
Udawajmy małżeństwo na spacerze.
Ku zdumieniu Sil, elegancik uśmiechnął się nieznacznie i objął ją wpół. Zaczęli wolno
iść, czekając, aż wóz ich wyprzedzi. Jak na tak wąską drogę czarne audi jechało dość szybko.
Starali się nie patrzeć w tamtą stronę i całą uwagę poświęcali ogromnemu łanowi zboża
rozpoczynającemu się kilka metrów za kapliczką. W tę właśnie stronę zmierzali, obejmując
się, zdaniem agentki, zbyt ochoczo.
Gdy samochód był jakieś dwadzieścia metrów za nimi, Sil obejrzała się. Chciała
zapamiętać twarze kierowcy i ewentualnych pasażerów, na wszelki wypadek. Uznała, że to
naturalne, iż przechodnie obserwują przejeżdżające wozy. W samochodzie siedziało dwóch
mężczyzn, ale agentka nie zdążyła dobrze im się przyjrzeć.
Padnij! krzyknęła, zaskakując kompletnie elegancika, i w sekundę przylgnęła do
ziemi.
Agent nie zdążył zareagować, nim padł pierwszy strzał. Sil błyskawicznie zerwała się na
nogi i wskoczyła w zboże. Biegła chwilę pochylona nisko, po czym zatrzymała się. Klęknęła
na lewym kolanie i szybko wydobyła broń z kabury przymocowanej do paska. Była pewna, że
nie jest ranna, ale nie miała pojęcia, co się stało z elegancikiem. Uznała, że na razie nie
powinna się wychylać, więc uważnie nasłuchiwała. Samochód się zatrzymał. Usłyszała, jak
otwierają się jedne i drugie drzwi. Nie odbezpieczyła jeszcze pistoletu. Nie chciała, aby
napastnicy upewnili się, że ma broń. Rozległ się drugi strzał i Sil zwiesiła głowę bezsilna.
Wiedziała, że kula przeznaczona była dla umierającego agenta.
Po chwili zaczęła się przesuwać w lewo, aby móc zaatakować pod innym kątem.
Poruszała się bardzo wolno, starając się nie wydawać żadnych odgłosów. Nie było to proste,
ale pracujący silnik znacznie zwiększał jej szanse.
Widzisz ją? usłyszała męski głos.
Nie odpowiedział drugi mężczyzna.
Zgaś ten cholerny silnik.
Sil zatrzymała się. Teraz najciszej jak mogła odbezpieczyła broń. Słyszała kroki
mężczyzny idącego wzdłuż pola. Wsłuchiwała się w nie, aby zorientować się, gdzie się
znajduje. Czekała, aż zgaśnie silnik, wiedząc, że wtedy drugi mężczyzna będzie zajęty
wyjmowaniem kluczyków ze stacyjki i na kilka sekund stanie się niegrozny. Gdy tylko silnik
zgasł, błyskawicznie wstała, trzymając pistolet w obu dłoniach. Niemal idealnie wyczuła
położenie idącego wzdłuż pola wysokiego osiłka w brązowej koszuli. Był odwrócony w lewą
stronę, dzięki czemu miała dużo czasu. Dwa strzały powaliły natychmiast przeciwnika. Drugi
mężczyzna wychylił się z wozu i zamarł. Nie miał w ręku broni. Sil spokojnie wymierzyła w
klatkę piersiową i nacisnęła spust. Pocisk rzucił go na samochód, po którym zsunął się na
ziemię. Agentka szybko podbiegła do mężczyzny, wciąż trzymając broń w pogotowiu.
Przerażenie w oczach rannego przekonało ją ostatecznie, że jest niegrozny.
Kto was przysłał? spytała zimno.
Ja jestem tylko kierowcą wyjęczał tłustawy blondyn o dość tępym wyrazie twarzy.
Masz dwie sekundy.
Zaczekaj! wrzasnął błagalnie. Pracuję dla chłopaków z miasta, jego nie znam...
Kazali mi z nim pojechać. On nie jest stąd.
Przerwał mu napad kaszlu i bólu.
Dla kogo pracujesz?
Ja... dla Kostyry i Kostka. Kurwa, oni mnie zabiją!
Nie martw się. Nikogo nie można zabić dwa razy.
Ty... Tłuścioch patrzył błagalnym wzrokiem na Sil. Litości...
Chyba żartujesz. Agentka wymierzyła w jego głowę i strzeliła dwa razy. Opuściła
broń i podeszła do elegancika leżącego na poboczu. Przyklękła, aby dotknąć jego szyi.
Upewniwszy się, że nie żyje, przeszukała marynarkę i spodnie, opróżniając kieszenie. Zza
paska wyjęła pistolet, którego nie zdążył nawet użyć. Dziesięć metrów dalej, nie dając
znaków życia, leżał osiłek. Mimo to podeszła tam, by wpakować w niego resztę magazynka;
niemal całkowicie zmasakrowała mu twarz. Rozejrzała się uważnie. Nawet na horyzoncie z
żadnej strony nie widać było nikogo. Wyjęła telefon i wystukała numer. Niemal natychmiast
[ Pobierz całość w formacie PDF ]