[ Pobierz całość w formacie PDF ]
odpowiednie ćwiczenia. Kawy?
Tak. Z chęcią. Dziękuję odparła machinalnie Marylka.
Wystarczyło zwiedzanie, by poczuła się wykończona psychicznie i fizycznie, a z tego miejsca jak na
złość miała widok przez przeszkloną ścianę na zmagania kilkudziesięciu kobiet z kilkudziesięcioma
wielkimi piłkami. Co chwila któraś ocierała z czoła zalewający oczy pot.
Boże drogi! wyszeptała Marylka po raz kolejny. Po co ja tu przyszłam& ?
Upiła łyk kawy z automatu i uważnie przyjrzała się grupie, która właśnie skończyła zajęcia z piłkami.
Wszystkie panie były zmęczone, ale wyglądały na zadowolone, co ostatecznie przekonało Marylkę, żeby
jednak spróbować choć trochę się poruszać. Odczekała kilka minut, aż zaczną się kolejne zajęcia,
i ochoczo wkroczyła na salę.
Na drżących nogach ledwie dała radę dojść od samochodu do domu. Zmęczone ćwiczeniami ręce
dygotały tak bardzo, że z trudem wycelowała kluczem w zamek. Chyba przesadziłam, pomyślała. A skoro
dziś wszystko bolało ją tak bardzo, nawet nie próbowała wyobrazić sobie, jak fatalnie będzie się czuła
następnego dnia.
Na przypadkowych zajęciach Marylce spodobało się tak bardzo, że od razu, rozradowana, zaczęła
wywijać w rytm muzyki. Zrezygnowała z odświeżenia się w klubie, więc teraz gorący prysznic nieco
postawił ją na nogi. Chociaż ledwie żyła, miała wrażenie, że wielki ładunek endorfin zaraz rozerwie ją
od środka.
Tak czy inaczej, nie było mowy, by tego dnia Marylka pojawiła się w pracy. Chwyciła za telefon, aby
dać znać Laurze. Umościła się wygodnie na sofie, otworzyła laptopa i wzięła zdalnie do roboty. Mniej
więcej w porze lunchu spróbowała przenieść się do kuchni, ale nogi odmówiły jej posłuszeństwa. W tej
samej chwili zadzwonił telefon.
Marylka, złe wieści. Na gwałt potrzebuję projektów dla Zyty. Musisz mi je przywiezć, i to gazem!
trajkotał zdenerwowany Patryk.
Ale ja nie mogę&
Musisz!
W czym problem? Wydrukuj sobie i nie rób podpalenia.
Nie mogę, bo mi się skasowały! Patryk prawie płakał. Jedyny wydruk masz ty! Jedyny
egzemplarz!
O Jezu, mam nadzieję, że mam. Poszukajcie u mnie w gabinecie. Laura ma klucze.
Już szukaliśmy. Musisz mieć je przy sobie.
Zaczekaj. Poszukam i oddzwonię.
Marylka rozłączyła się i pogmerała w teczce. Projektów nie było, musiały zostać w samochodzie.
Spróbowała wstać z kanapy, ale nic z tego. Zdołała unieść się jedynie odrobinę, by od razu z jękiem
opaść na miejsce. Mięśnie paliły ją żywym ogniem.
Matko jedyna! załkała i ponowiła próbę.
Ze łzami w oczach dotarła do auta. Gdyby nie ogrodzenie, którego mogła się uczepić, zadanie
okazałoby się niewykonalne. Na szczęście dokumenty bezpiecznie leżały na tylnej kanapie. Wetknęła je
pod pachę i ruszyła w bolesną drogę powrotną.
Mam te papiery powiedziała w słuchawkę.
To wspaniale! Patryk odetchnął z ulgą. Możesz mi je podrzucić?
Nie mogę. Sam musisz je odebrać albo wyślę ci je taksówką.
Coś się stało? zaniepokoił się.
Tak jakby. yle się czuję i nie mogę prowadzić. Przyślij taryfę, tylko powiedz kierowcy, by sobie
otworzył furtkę i wszedł od razu do domu. Wolałabym nie wychodzić na zewnątrz oświadczyła
Marylka, pomna istnienia trzech schodków na ganku, które to schodki przed chwilą wycisnęły jej łzy
z oczu.
Załatwione. No i dzięki. Właśnie uratowałaś mi dupę. Nie potrzeba ci czegoś? zatroskał się Patryk.
Kierowca mógłby ci coś podrzucić.
Nie, dzięki. Jesteś kochany, ale nie trzeba mi niczego. Poślę pózniej młodego do sklepu.
Rozłączyła się i w tej samej chwili do niej dotarło, że nigdzie nie pośle Kuby, bo chłopak jest właśnie
na szkolnej wycieczce i wróci dopiero za dwa dni. A wtedy to już żadna łaska, sama będzie mogła się
ruszać. Trudno. Marylka nie chciała sprawiać kłopotu. Obejdzie się tym, co w lodówce.
Czekając na taksówkarza, starannie zapakowała projekty w bąbelkową kopertę i aby nie przemieszczać
się bez potrzeby, położyła przesyłkę na szafce przy drzwiach.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]