[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- W takim razie to ty powinnaś częściej wychodzić.
- A może wpadłabym dziś do wytwórni? Mogłabyś przedstawić mnie temu
Kalifornijczykowi i wtedy może twoje życzenie by się spełniło?
Jaye spojrzała na nią spod zmrużonych powiek.
- Poszłabyś na randkę z facetem, który uprzykrza mi życie? - Udała oburze-
nie.
- To zależy od tego, jak jest zbudowany - Corey zaczęła się z nią droczyć,
lecz zaraz poważniejszym tonem spytała: - Jest aż tak zle?
- Właściwie to nie, ale nie podoba mi się, że Medallion należy do niego, a ja
tylko tam pracuję.
- To rozumie się samo przez się. A poza tym?
Jaye dolała śmietanki do kawy i ją zamieszała. Tu nie chodzi o winiarnię, ale
o sprawy męsko-damskie, lecz tego nie chciała ujawniać przed przyjaciółką.
- Z góry zakładałam, że to będzie jakiś cymbał, ale się pomyliłam. Nie zdra-
dził, jakie planuje zmiany, ale przestałam się martwić, że doprowadzi winnicę do
ruiny.
- W twoich ustach to komplement - rzekła sucho Corey. - Pozwól więc, że
spytam tak: gdybyś poznała go w innych okolicznościach, zainteresowałabyś się
S
R
nim?
- Może - ostrożnie odparła Jaye. - Skończył enologię na uniwersytecie w Los
Angeles, no wiesz, wiedzę o uprawie winorośli, a także o produkcji i rodzajach wi-
na. Zna się na winogronach, zna się na winach. Ma dwa fakultety. Rozumie i doce-
nia złożoność zagadnień związanych z zarządzaniem i marketingiem. Właściwie
wiele nas łączy.
- Praca - zadrwiła Corey.
- Owszem. Dobry temat do rozmowy.
- %7łycie to nie tylko praca i wina, Jaye. Mam podać przykłady?
- I tak podasz, nawet jeśli zaprotestuję.
- Oczywiście.
Jaye westchnęła i z rezygnacją machnęła ręką.
- Więc błagam, oświeć mnie.
- Jaki ma tyłek? - spytała Corey.
Jaye omal się nie zakrztusiła kawą.
- Mocny przykład - skwitowała.
- Odpowiesz czy nie?
Tylko jedno słowo przyszło Jaye do głowy i wyrwało się jej, zanim zdążyła
się zreflektować.
- Pierwszorzędny.
Corey zachichotała.
- Więc widzisz nie tylko winogrona.
- Widzę mnóstwo rzeczy, ale Zack Holland to mój szef, przynajmniej na ra-
zie. Nie spotkaliśmy się w innych okolicznościach, więc moje zainteresowanie nim
jest i pozostanie ograniczone do spraw zawodowych.
- Niestety.
Podeszła kelnerka i nalała im po drugiej filiżance kawy. Jaye dolała śmietan-
ki, zamieszała i rzekła:
S
R
- Poza tym wątpię, czy jestem w jego typie.
- A kto jest? - dopytywała się Corey.
- Pewnie ty.
- Naprawdę? - Corey uśmiechnęła się szeroko.
- Wydaje mi się, że podobałaby mu się kobieta filigranowa i ładna. - Corey
była szczupłą niewysoką blondynką. Przywiązywała dużą wagę do strojów i zaw-
sze była elegancka. - Taka, która wygląda, jak gdyby zeszła ze zdjęcia w żurnalu.
Corey teatralnie zamrugała długimi rzęsami.
- Dziękuję. Ale tobie też niczego nie brakuje. Jesteś świetnie zbudowana, tyl-
ko musisz bardziej wyeksponować figurę.
- Nie mam na to czasu.
- Cień do oczu, tusz do rzęs, róż, na to nie trzeba wiele czasu. A włosy...
- Tak jest łatwo i praktycznie.
- Jedno nie wyklucza drugiego - tłumaczyła Corey, teraz już lekko zirytowa-
na. - Dobrze ostrzyżone włosy są łatwe w utrzymaniu i fryzura zawsze wygląda
atrakcyjnie. Boże, Jaye, masz taki kolor, że wiele kobiet zapłaciłoby fortunę, żeby
go osiągnąć. A ty ściągasz do tyłu każde pasmo i splatasz w ten nudny warkocz.
Jaye kusiło, by coś zrobić z włosami, lecz skrzyżowała ręce na piersiach i
oznajmiła:
- Nie.
- Na mój rachunek - namawiała Corey. - W weekend pojedziemy do tego no-
wego spa w Traverse. A kiedy będziesz u fryzjera, zrobisz sobie jeszcze manikiur.
Jaye siłą się powstrzymała, by nie spojrzeć na swoje dłonie z odciskami i
krótko obciętymi paznokciami. Zamiast tego zaczęła kaprysić:
- A potem jeszcze kosmetyczka i makijaż, co?
- Myślałam, że zaczniemy od kosmetyczki, ale makijaż też może być. Dlacze-
go nie?
Kiedy skończysz trzynaście lat, nauczę cię, jak się malować, obiecała jej ma-
S
R
ma, Heather Monroe, lecz nie dotrzymała słowa. Wyjechała. Jaye odsunęła od sie-
bie to wspomnienie. Miała całą szufladę kosmetyków kupowanych za namową Co-
rey, ale lepiej się czuła bez nich.
- A potem zabiorę cię na zakupy do centrum handlowego. Twoja garderoba
wymaga odświeżenia - ciągnęła Corey i znacząco spojrzała na koszulę Jaye.
- Należała do taty.
- Wiem.
Jaye poczuła się nieswojo, widząc współczucie w oczach przyjaciółki.
- Noszę jego ubrania do pracy.
- I nie tylko - wytknęła jej Corey. - Nie chcę cię krytykować, ale od śmierci
Franka bardzo się zaniedbałaś. - Chcąc złagodzić ostre słowa, wyciągnęła rękę i do-
tknęła dłoni Jaye. - I schudłaś. Martwię się o ciebie.
- Czuję się dobrze. Poza tym znasz mnie. Nie można mi zarzucić, że chcę wy-
glądać jak z żurnala. - Jaye wzruszyła ramionami. - Podejrzewam, że z natury je-
stem chłopczycą.
- Nie oczekuję, że nagle zaczniesz nosić spódnice z przezroczystej organdyny
i wysokie obcasy, ale dawniej przywiązywałaś większą wagę do wyglądu. Kiedy
ostatnio kupiłaś sobie jakiś szałowy ciuch i wypuściłaś się wieczorem w miasto?
- Jakiś czas temu - przyznała Jaye.
- Musimy to zmienić.
Pomysł Corey był kuszący. Minęły wieki od czasu, kiedy Jaye zrobiła coś dla
własnej przyjemności. Od chwili, gdy z ojcem podjęli decyzję o założeniu winnicy,
praca zajmowała jej prawie cały czas i wysysała z niej całą energię. A po śmierci
Franka oraz potem, gdy dowiedziała się o sprzedaży winnicy, przestała spoglądać
w lustro.
Dopóki Zack Holland nie pojawił się na scenie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]