[ Pobierz całość w formacie PDF ]
by zło\yć ofiarę człekokształtnemu bóstwu siedzącemu na czarnym ołtarzu. W nocy omijali
przybytek Hanumana, jak króliki omijają gniazdo \mij.
Płonące znicze oblewały wnętrze miękkim, niesamowitym blaskiem, nadającym
wszystkiemu posmak, nierealności. Pod ścianą, na ołtarzu z czarnego kamienia siedział bo\ek
wbijając spojrzenie w otwarte drzwi, którymi przez wieki przyprowadzano mu ofiary. Od
progu do ołtarza biegło płytkie wgłębienie i Conan pospiesznie cofnął nogę, kiedy poczuł je
pod stopą. To wgłębienie wydeptały słabnące stopy niezliczonych ofiar, które umarły na tym
ponurym ołtarzu.
W niepewnym świetle zwierzęce rysy bo\ka zdawał się wykrzywiać szyderczy grymas.
Hanuman siedział, nie przykucnięty jak goryl, lecz jak człowiek, ze skrzy\owanymi nogami,
jednak wcale przez to nie był mniej podobny do małpy. Posąg wyrzezbiono z czarnego
marmuru, ale w miejsce oczu osadzono dwa rubiny, jarzące się czerwono i złowrogo niczym
ognie z najgłębszych otchłani piekieł. Wielkie łapska bo\ka były zło\one na podołku, spodem
ku górze, a szponiaste palce rozcapierzone i zgięte. W groteskowo wyolbrzymionych
atrybutach męskości i szyderczym uśmiechu wykrzywiającym zwierzęce rysy odzwierciedlał
się obrzydliwy sens zdegenerowanego kultu, którego obiektem był bo\ek.
Zmierzając w kierunku tylnej ściany dziewczyna przeszła obok posągu i kiedy otarła się o
jego kamienne kolano, odskoczyła gwałtownie, jakby dotknęła wę\a. Kilka stóp za szerokimi
plecami bo\ka wznosiła się marmurowa ściana ozdobiona fryzem ze złotych liści. W obu jej
rogach widniały drzwi wykładane kością słoniową.
Te drzwi prowadzą do korytarza w kształcie podkowy rzekła Zabibi. Raz byłam
w środku& raz!
Wzdrygnęła się i skuliła ramiona, przypominając sobie tę okropną i budzącą obrzydzenie
wizytę.
Korytarz ma kształt łuku, którego końce wychodzą przez te drzwi. Komnaty
Totrasmeka mieszczą się w jego zagięciu. W tej ścianie jest ukryte przejście wiodące prosto
do jednego z pokoi&
To mówiąc zaczęła wodzić rękami po gładkiej powierzchni, na której nie było śladu \adnej
szczeliny czy pęknięcia. Conan stał przy niej z mieczem w ręku, czujnie rozglądając się na
boki. Cisza i pustka świątyni oraz wyobraznia podpowiadająca mu, co mogło się znajdować
za tą ścianą, sprawiły, \e czuł się jak dziki zwierz instynktownie wyczuwający pułapkę.
Ach! dziewczyna w końcu znalazła sprę\ynę i w murze pojawił się prostokątny
otwór. Na Seta! zakrzyknęła z triumfem.
Conan skoczył ku niej, lecz w tej samej chwili z otworu wyłoniło się wielkie, sękate łapsko
i chwyciło tancerkę za włosy. Gwałtownie szarpnięta dziewczyna wpadła głową naprzód w
dziurę. Conan bezskutecznie usiłował ją złapać: palce ześliznęły mu się z jej nagiego ramienia
i w następnej chwili stał sam przed gładką jak przedtem ścianą. Zza muru dobiegały go
stłumione odgłosy szamotaniny, słaby krzyk i złowrogi śmiech, na dzwięk którego
Cymeryjczykowi krew zastygła w \yłach.
3
SAUGA KAPAANA
Conan zaklął i ze straszliwą siłą uderzył rękojeścią miecza w mur, a\ czarny marmur pękł i
ukruszył się. Jednak ukryte drzwi nie ustępowały pod ciosami i rozsądek podpowiedział
barbarzyńcy, \e niewątpliwie zaryglowano je od wewnątrz. Odwrócił się i podbiegł do drzwi
w rogu świątyni. Podniósł miecz, aby je rozbić, ale najpierw pchnął je lewą ręką. Otwarły się
bez oporu, ukazując długi korytarz oświetlony migotliwym blaskiem kaganków i niknący w
oddali.
Po wewnętrznej stronie drzwi dostrzegł gruby, złoty rygiel i dotknął go lekko końcami
palców. Słabe ciepło metalowej sztaby mógł wyczuć tylko człowiek o nadzwyczaj
wyostrzonych zmysłach ale Conanowi nie sprawiło to trudności. Pojął, \e ktoś dotykał czy
odsuwał tę zasuwę przed kilkoma sekundami. Wszystko wskazywało na to, \e Totrasmek
natychmiast się dowie o wizycie nieproszonych gości.
Je\eli wejdzie do środka, to z pewnością wpadnie w zasadzkę zastawioną przez
arcykapłana. Jednak Conan nie wahał się. Gdzieś w tym mrocznym wnętrzu była Zabibi, a
sądząc po tym, co słyszał o kapłanach Hanumana, był pewny, \e dziewczyna potrzebowała
Strona 23
Howard Robert E - Conan obie\yświat
pomocy. Cicho jak kot przeszedł przez próg, gotowy w ka\dej chwili odeprzeć atak.
Po lewej stronie korytarza ciągnął się szereg łukowatych drzwi. Barbarzyńca próbował je
otworzyć wszystkie były zamknięte. Przeszedł mo\e trzydzieści kroków, gdy korytarz
ostro zakręcił w lewo tworząc łuk, o którym mówiła dziewczyna. Zaraz za zakrętem
Cymeryjczyk znalazł drzwi, które ustąpiły pod pchnięciem ręki.
Ostro\nie zajrzał do obszernej, prostokątnej komnaty, nieco lepiej oświetlonej ni\ korytarz.
Jej ściany były z białego marmuru, podłoga z kości słoniowej, a sufit z czernionego srebra. Tu
i tam stały otomany obite grubą satyną, inkrustowane złotem stołki z kości słoniowej i owalne
stoły z jakiegoś materiału przypominającego metal. Na jednej z otoman le\ał człowiek twarzą
zwrócony ku drzwiom. Zaśmiał się, widząc zdumienie na twarzy Cymeryjczyka.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]