[ Pobierz całość w formacie PDF ]
kosztem samego spektaklu. Była profesjonalistką. Zawsze gotową służyć sztuce, autorowi,
dyrygentowi i, co za tym idzie, szanownej publiczności. Tak, była stuprocentową
profesjonalistką. Miała sceniczny instynkt...
Został tylko Gabriel, z rozwichrzoną ciemną grzywą, o ciemnej skórze, ogorzałej na słońcu
i obmytej w morzu, z najpiękniejszym uśmiechem... Sam.
Liczył kroki od teatru do domu. To była jego starcza obsesja: liczyć kroki, jakie zrobił w
ciągu dnia. To ta komiczna strona całej sprawy. Smutną jej stroną stało się to, że przy każdym
kroku czuł pod podeszwami rany, zadawane ziemi. Wyobrażał sobie blizny, które pojawiały się
na coraz głębszych i twardszych warstwach tego strupa z zaschniętego kurzu, na którym
mieszkamy.
Czekała na niego Ulrike, czyli Dicke, ze świeżo splecionymi warkoczami, w czystym,
szeleszczącym fartuchu, powłócząc obolałymi rozkraczonymi nogami. Postawiła przed nim
filiżankę czekolady.
- Ach! - westchnął Atlan-Ferrara, osuwając się na wolterowski fotel. - Koniec z pasją i
namiętnymi uczuciami. Zostaje nam czekolada.
- Niech pan się wygodnie rozsiądzie - powiedziała służąca. - Proszę się nie przejmować.
Wszystko jest na swoim miejscu.
Rzuciła okiem w stronę kryształowej pieczęci, tkwiącej jak zwykle na trójnogu
umieszczonym na stoliku przy oknie z widokiem na panoramę Salzburga.
- Tak, Dicke, wszystko na miejscu. Nie musisz już tłuc kryształowych pieczęci...
- Proszę pana... ja... - zająknęła się gosposia.
- Posłuchaj, Ulrike - powiedział Gabriel z eleganckim skinieniem ręki. - Dziś dyrygowałem
Fausta po raz ostatni. Małgorzata na zawsze wzniosła się do nieba. Już nie jestem więzniem
Inez Prada, moja kochana Ulrike...
- Proszę pana, ja nie chciałam... Proszę mi wierzyć, ja jestem bardzo wdzięczna. Wiem, że
wszystko zawdzięczam panu.
- Uspokój się. Dobrze wiesz, że nie masz rywalki. Zamiast kochanki potrzebuję służącej.
- Pójdę zaparzyć panu herbatę.
- Co ci jest? Przecież już piję czekoladę.
- Przepraszam. Tak się zdenerwowałam. Przyniosę panu wodę mineralną.
Atlan-Ferrara wziął do ręki kryształową pieczęć i pogłaskał ją.
Cichym głosem zwrócił się do Inez:
- Pomóż mi zapomnieć o przeszłości, kochanie. Jeżeli żyjemy dla przeszłości, to urośnie
dzięki nam tak bardzo, że zawładnie moim i twoim życiem. Powiedz mi, że moje obecne
przeznaczenie to żyć pod opieką służącej.
- Pamiętasz naszą ostatnią rozmowę? - odezwał się głos Inez. - Czemu nie opowiesz tego
wszystkiego?
- Bo druga opowieść to inne życie. Przeżyj je ty. Ja trzymam się mocno tego, które mam.
- Czy jest człowiek, któremu zabronisz istnieć?
- Być może.
- Znasz już cenę?
- Zabiorę możność istnienia tobie.
- I co z tego? Ja swoje przeżyłam.
- Przyjrzyj mi się. Jestem stary egoista.
- Nieprawda. Przez te wszystkie lata zajmowałeś się moją córką. Dziękuję ci z całego
serca, dziękuję z całą pokorą, jestem ci bardzo wdzięczna.
- Co tam. Czułostkowość. Traktuję ją, jak należy. Jest taka, jaka jest.
- W każdym razie dziękuję ci, Gabriel.
- %7łyłem dla mojej sztuki, nie dla łatwych wzruszeń. Zegnaj, Inez. Wracaj tam, gdzie teraz
jesteś.
Popatrzył na pejzaż Salzburga. Niemal niepostrzeżenie zbliżał się świt. Zdziwiło go, że noc
minęła tak szybko. Jak długo trwała rozmowa z Inez? Zaledwie kilka minut...
- Czy nie powtarzałem wciąż, że każde kolejne wystawienie Fausta zawsze będzie
pierwsze? Inez, musisz zrozumieć przyczynę mojej rezygnacji. Następne wcielenie tej opery
już nie znajdzie się w moich rękach.
- Jedne istoty urodziły się po to, by błądzić, a drugie, by podlegać różnym wcieleniom -
powiedziała mu Inez. -Nie bądz niecierpliwy.
- Nie, jestem zadowolony. Miałem cierpliwość. Czekałem długo, ale w końcu zostałem
wynagrodzony. Wróciło to wszystko, co miało powrócić. A wszystko, co miało się połączyć,
połączyło się na nowo. Teraz powinienem zamilknąć, Inez, aby nie zakłócać ciągłości pewnych
spraw. Tej nocy w Festspielhaus czułem twoją bliskość, ale to było tylko wrażenie. Wiem, że
jesteś bardzo daleko. Ale czy ja sam nie jestem tylko ponownie zjawiającym się duchem, Inez?
Czasem się zastanawiam, w jaki sposób mnie tu rozpoznają i czemu kłaniają mi się, skoro to
przecież oczywiste, że ja już nie jestem tym dawnym ja . Czy wciąż jeszcze pamiętasz mnie
takim, jakim byłem? Czy, gdziekolwiek byś się znalazła, zachowujesz w pamięci człowieka,
który poświęcił wszystko, abyś zaistniała znowu?
Ulrike stała obok, patrząc na niego z nieukrywaną pogardą.
- Znowu pan gada do siebie. To oznaka demencji starczej - powiedziała.
Atlan-Ferrara usłyszał nieznośny hałas; wywoływał go każdy ruch tej kobiety, szelest jej
sztywnej spódnicy, pobrzękiwanie kluczami, powłóczenie nogami, którymi raniła ziemię, tymi
obolałymi nogami.
- Czy jest jeszcze chociaż jedna kryształowa pieczęć, Ulrike?
- Nie, proszę pana - powiedziała gosposia, ze spuszczoną głową sprzątając naczynia. - Ta,
co ją pan tu ma w salonie, to już ostatnia, jaka została...
- Podaj mi ją, bardzo cię proszę...
Ulrike trzymała przez chwilę w dłoniach ów przedmiot, pokazując go starcowi z
bezwstydnym, wyzywającym spojrzeniem.
- Pan nic nie wie, maestro.
- Nic? O Inez?
- Widział ją pan, jak była naprawdę młoda? A może pan wszystko sobie wymyślił, bo tak
wyglądało wedle kalendarzowego czasu? Jak to mogło być, żeby pan się postarzał zaraz po
upadku Francji i po niemieckim blitzu, i jeszcze przed podróżą do Meksyku i powrotem do
Londynu, a ona nie? Pan to wymyślił, że ona się starzeje, bo chciał ją mieć dla siebie... i żeby
miała te same lata co pan...
- Nie, Dicke, mylisz się... ja chciałem z niej uczynić moją myśl, wieczną i jedyną. To
wszystko.
Dicke roześmiała się na cały głos i zbliżyła twarz do twarzy starego dyrygenta. W jej
ruchach była drapieżność pantery.
- Ona już nie wróci. Pan umrze. Może ją pan spotka gdzie indziej. Ona nigdy nie opuściła
swojej rodzinnej ziemi. Zjawiła się tutaj tylko na chwilę. Musiała wrócić do niego, w jego
ramiona. A on nigdy nie wróci. Musisz się z tym pogodzić, Gabriel.
- No już dobrze, Dicke - westchnął maestro.
Ale w głębi duszy mówił sobie: Nasze życie to niewielki skrawek czasu, który został nam
dany po to, aby mogła istnieć śmierć. Jesteśmy tylko pretekstem, żyjemy, aby umrzeć. Zmierć
[ Pobierz całość w formacie PDF ]