[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Spokojnie, spokojnie... powtarzał sobie w myślach pewnie gdzieś jest...
Gorączkowo przeszukiwał pokład. Już prawie świtało. W oddali ukazał się jakiś
ląd, zamigotały światełka. Ale Jonasz ciągle nie mógł znalezć ukojenia. Teraz
brakowało mu rozmowy, przed którą jeszcze niedawno uciekał.
Smutny przysiadł na jakimś pakunku. Któryś z marynarzy zarzucił mu okrycie na
plecy. Zaciągało zimną bryzą. Jonasz był mu wdzięczny za okazaną życzliwość. Cały
zatopił się raz jeszcze w swych rozważaniach.
- Boże, jak mogłem Ci to zrobić? pomyślał. Był zrozpaczony.
25
Przed oczyma Jonasza wyświetlił się pewien obraz - tego, co w ostatnich latach
działo się w jego życiu. Czasami dopadały go takie chwile jak ta, gdy swoje
dotychczasowe życie widział jaśniej, przejrzyściej, bardziej świadomie.
Patrzył na siebie jak nigdy dotąd. Tak jakby oglądał siebie zupełnie z boku. Było to
szczególne uczucie. Jego ciało zaczęło drżeć, bynajmniej nie z zimna.
To było pewnej wiosennej nocy. Gdy zioła zaczynały bardzo intensywnie pachnieć
i gdzie wszystko dookoła zaczyna kwitnąć. Jak co dzień, położył się zmęczony po
całodziennym trudzie.
Tego dnia znów spotkał uroczą dziewczynę, która od kilku tygodni głęboko
zapadła mu w serce, i nagle wszystko zaczynało być zupełnie inne. Jej spojrzenie
powodowało w nim silne odczucia, których nie znał do tej pory. Całymi dniami mógł
patrzeć tylko na nią. Szukał jej spojrzeń, szukał sposobności, żeby być blisko niej. Tak
naprawdę, to ona go spotkała. To ona wyrwała go z tego snu, z tej stagnacji, której
uległ. Nagle wszystko stało się takie proste i oczywiste. %7ładen wysiłek, choćby
największy trud, nie był dla niego zbyt ciężki, a wręcz stawał się rozkoszą. To było
przedziwne uczucie. Nigdy jeszcze czegoś takiego nie odczuwał. Czuł, jakby znał tę
dziewczynę od zawsze. Zbytnio nie było sposobności, aby mógł z nią rozmawiać, gdyż
ona mieszkała po drugiej stronie Jeziora Kineret. Dzieliło ich wiele mil. Spotkał ją
pierwszy raz podczas Zwięta Namiotów. To szczególne święto było jednym z
najbardziej radosnych świąt. Był to czas jesienny, po zebraniu wszystkich plonów
ziemi. Właśnie ustawiono namioty w ogrodach i na szczytach domów. Te szałasy
symbolizowały czasy, gdy Izrael żył w namiotach na pustyni po wyjściu z Egiptu.
Właśnie wylewano wodę, modląc się o obfity deszcz w nadchodzącym roku, gdy
dojrzał w sąsiednim ogrodzie niezwykłe, niebieskie oczy, które patrzyły nań. Była to
Aisa. Miał wrażenie, że kiedyś już ją spotkał. Może w innym życiu?
Spędzała dwa tygodnie u swojej rodziny. Spotykali się codziennie. Chodząc na
okoliczne pagórki, wpatrywali się w przejrzysty błękit. Nie potrzebowali słów, aby
wszystko rozumieć. Podczas rozmów dosłownie wyjmowali sobie słowa z ust. Często
też się śmiali. Każdy wieczór spędzali wpatrując się w niebo, jakby chcieli wyczytać
tam swoją przyszłość. Czuli się częścią kosmosu. Częścią siebie. Wiedzieli, że są
stworzeni tylko dla siebie. Po prostu, wiedzieli. Po tych cudnych dwu tygodniach
rozstali się na długie lata. W międzyczasie spotkali się tylko raz, dosłownie przelotnie.
I znów odżyły wszystkie uczucia. I znów zadawali sobie pytanie, czy i kiedy będą ze
sobą? Czy to będzie kiedykolwiek możliwe? Nie mieli żadnej pewności.
Jonasz wiedział, że kiedyś będzie musiał dokonać wyboru. Czy mógł kochać
kobietę, jednocześnie służąc Bogu? Wyboru jednak dokonała Aisa. Była zazdrosna o
Boga. Nie chciała, aby On dzielił ich oboje. Chciała być najważniejszą i jedyną w jego
życiu. Rozstali się, myśląc, że każdy podąży swoją drogą i to będzie najwłaściwsze
rozwiązanie. Byli zbyt młodzi, aby wiedzieć, jak bardzo się mylili. Targały w nich
sprzeczne uczucia, które nie pozwalały im widzieć nic poza niemożnością bycia
razem. Więcej już jej nie spotkał. Czuł się oszukany i bezradny jeszcze bardziej.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]