[ Pobierz całość w formacie PDF ]
miłości, gdy przyjedzie do niej na wiosnę.
- No tak - odezwał się znowu ojciec. - Doktor Morgan. -
Zwrócił się do Wiktora Channinga.
- Z tego, co słyszałem, jest on wybitnym biologiem. Wiesz
coś o nim, Wiktorze?
- Niezupełnie - odpowiedział przeciągle. - Nicole będzie
musiała nam opowiedzieć o jego zaletach.
W czasie posiłku Wiktor siedział cicho, ale cały czas rzucał
na Nicole ukradkowe spojrzenia, jak gdyby chcąc wyczytać
myśli z jej twarzy. Nicole nie ufała mu ani na jotę. Chociaż na
razie nie było mowy o propozycji małżeństwa, którą tak ostro
odrzuciła, nie była na tyle naiwna, aby wierzyć, że sprawa jest
już zamknięta. Wiktor był człowiekiem, który nie ustępował tak
łatwo.
Miał już około czterdziestki. Wyglądem - wąska, ściągnięta
twarz i przygładzone włosy - przypominał bystrooką jaszczurkę,
RS
72
przyczajoną na skale w oczekiwaniu na nieostrożną ofiarę.
Nicole jednak wiedziała, że jest niesprawiedliwa w stosunku do
niego. Wiktor zawsze traktował ją z wyszukaną elegancją i
szacunkiem. Zapewne nawet na swój sposób ją kochał, tak samo
jak swoją olbrzymią kolekcję sztuki i piękny dom w Pacific
Palisades.
Zdawała sobie również sprawę z tego, że małżeństwo z nim
byłoby bardzo korzystne i nie winiła ojca za to, że na nie
nalegał. Bogaty, ceniony towarzysko Wiktor był jednym z
najbardziej pożądanych kawalerów w Południowej Kalifornii.
Nicole jednak nic do niego nie czuła, a już szczególnie teraz,
kiedy spotkała Dirka i zakochała się w nim.
Ojciec wytarł serwetką usta i spojrzał na Wiktora.
- Możemy już iść? - zapytał.
Wiktor wstał od stołu i zwrócił się do Nicole.
- Czy idziesz dzisiaj z nami do opery?
- No, nie wiem, Wiktorze. Chciałam dzisiaj wcześniej się
położyć - z rozmysłem uśmiechnęła się do niego blado. - Wciąż
jeszcze jestem trochę słaba.
- Bzdura - wtrącił się ojciec. - Dobrze ci zrobi, jeśli wyjdziesz
z domu i spotkasz się ze starymi przyjaciółmi.
- Jeszcze się zastanowię, ojcze - powiedziała głośno. Ojciec i
córka spotkali się na chwilę oczami w niemym pojedynku.
Niebawem obaj panowie wyszli. Nicole odetchnęła głęboko z
ulgą.
- To aż tak zle? - zaśmiała się Margot.
Nicole odwróciła się do niej ze ściągniętymi brwiami.
- Chciałabym tylko, żeby ojciec przestał na mnie nalegać.
- No cóż, nie prosił cię o wiele - zauważyła chłodno. - Jeden
wieczór w operze nie zabiłby cię.
- W zasadzie masz rację. - Nicole westchnęła znowu. - Trudno
mi to wytłumaczyć, ale jakoś to wszystko... - Ruchem ręki
objęła dom, basen i park. - To wszystko wydaje mi się takie
nierealne.
RS
73
Margot oparła się na łokciu, pochyliła do przodu i spojrzała
badawczym wzrokiem.
- Powiedz, Nicole, co tam się właściwie wydarzyło?
- Co masz na myśli? Margot wzruszyła ramionami.
- No cóż, nie wiem nic o doktorze Morganie, ale wydaje mi
się, że między wami zaszło coś poważnego. Od czasu powrotu
jesteś zupełnie inną osobą.
- W jakim sensie?
- Wystarczy na ciebie spojrzeć. Byłaś kiedyś bardzo
wypielęgnowana, a więc: każdy włosek na swoim miejscu,
makijaż, jakiego pozazdrościłaby gwiazda filmowa, codziennie
nowa kreacja. - Margot zmarszczyła nos. - Teraz wyglądasz...
czy ja wiem... jak jakaś bosonoga dziewczyna z leśnych
ostępów.
Nicole nie mogła powstrzymać się od śmiechu. Czy jest aż tak
zle? - Dopiła herbatę i postawiła starannie szklankę na stół. -
Trudno mi to wyjaśnić, Margot. Sądzę, że zmieniłam się w jakiś
sposób. Odizolowana od świata w samotnej chacie, odkryłam,
jak może smakować proste życie, kiedy jedyną troskę stanowi
przetrwanie.
- Jaki on jest?
- Kto, Dirk?
- Aha, więc to Dirk, tak? - Margot uniosła brwi.
- Margot, byliśmy w chacie sami przez sześć tygodni. Chyba
nie możesz oczekiwać, że nasze stosunki pozostawały długo na
oficjalnej stopie.
- Nie daj się prosić, opowiedz mi o nim. Nicole zawahała się,
umierała bowiem z potrzeby zwierzenia się komuś ze swoich
przeżyć, aby stały się bardziej realne i bliskie. Margot była jej
najlepszą przyjaciółką i z pewnością mogła jej powierzyć
przynajmniej część prawdy.
- Zaraz, jak to się zaczęło - mówiła zamyślona.
- Na początku był okropnie nieuprzejmy. Widzisz, mieszka w
parku przede wszystkim po to, żeby prowadzić prace badawcze i
RS
74
na pewno nie pragnął mieć na głowie takiej ofiary jak ja.
Obawiam się, że z początku byłam dla niego niezłym
utrapieniem.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]