[ Pobierz całość w formacie PDF ]
jeszcze jego pieszczoty, i poszła do łazienki.
Kiedy odkręciła wodę, kurki zapiszczały. Skrzywiła się.
Tate potrzebował jak najwięcej snu. Dzień zapowiadał się męczący. Będzie musiał spędzić
kilka godzin w samolocie, potem wygłaszać przemówienia, ściskać czyjeś ręce, zabiegać o
głosujących. Ten ostatni dzień przed wyborami jest może najwspanialszy w całej kampanii.
Właśnie dzisiaj zdecydują się ci, którzy dotąd nie wiedzieli jeszcze, na kogo będą głosować.
Weszła pod strumień wody. Natarła włosy szamponem, namydliła całe ciało. Były na nim
ślady gorących pieszczot Tate a. Jego usta pozostawiły spore siniaki na zewnętrznej stronie
uda. Gorąca woda spłynęła na podrapane piersi.
Uśmiechnęła się do swoich wspomnień, kiedy nagle zasłonka kabiny odsunęła się.
- Tate!
- Dzień dobry!
- Co...
- Pomyślałem, że mógłbym wykąpać się z tobą - powiedział ze znaczącym uśmiechem. -
Zaoszczędzę w ten sposób na czasie, a hotel straci trochę mniej gorącej wody.
Stała, drżąc na całym ciele, i czuła się tak samo winna jak niegdyś Ewa w raju. Strumienie
gorącej wody wydały się jej nagle ostre i lodowate. Kłuły jej skórę niczym igły. Jej usta
zbielały, a oczy jakby cofnęły się w głąb czaszki. Zadrżała jeszcze mocniej.
Tate zaskoczony przechylił na bok głowę.
- Wyglądasz, jakbyś zobaczyła ducha? Czyżbym cię wystraszył?
Z trudem przełknęła ślinę. Otwierała i zamykała usta, ale nie mogła wydobyć z siebie ani
słowa.
- Carole? Co się stało?
Rozejrzał się, szukając przyczyn niepokoju. Zmierzył wzrokiem jej blade, drżące ciało i
zdziwiony podniósł wzrok. Serce Avery zabiło mocniej, gdy zobaczyła, że jego spojrzenie
ponownie wędruje w dół. Zatrzymywał wzrok na piersiach, brzuchu i udach - miejscach,
które dotąd poznawał tylko dotykiem.
Zobaczył bliznę po usunięciu wyrostka, bladą i prawie niewidoczną, a jednak zauważalną w
silnym świetle. Avery zastanawiała się, czy Carole też była operowana. Teraz już wiedziała:
tamta nigdy nie miała usuniętego wyrostka.
- Carole? - W jego głosie wyczuła podejrzenie. Chociaż w tej chwili obronny gest był tylko
przyznaniem się do winy, zakryła jedną ręką nieszczęsną bliznę, a drugą wyciągnęła do
niego.
- Tate, ja...
Przeszył ją ostrym spojrzeniem.
- Ty nie jesteś Carole. - Powiedział to, a jego umysł szybko analizował fakty. Po chwili
wykrzyknął: - Ty nie jesteś Carole!
Chwycił ją za nadgarstek, wyciągnął spod prysznica. Upadła na porcelanowe kafelki. Mokre
stopy ślizgały się na gładkiej powierzchni. Krzyczała, udręczona bardziej psychicznym niż
fizycznym bólem.
- Tate, przestań. Ja...
Pchnął ją w kierunku ściany i zacisnął ręce wokół szyi, tuż pod brodą.
- Kim ty jesteś, do cholery? Gdzie jest moja żona? Kim ty jesteś?
- Nie krzycz - wykrztusiła. - Mandy usłyszy.
- Mów, do jasnej cholery! - Zniżył głos, ale widać było, że miał ochotę ją zabić. - Kim ty
jesteś?
Zęby miała ściśnięte tak mocno, że ledwo mogła mówić.
- Avery Daniels.
- Kim?
- Avery Daniels.
- Avery Daniels? Telewizyjna...?
Z trudem skinęła głową.
- Gdzie jest Carole? Co...
- Carole zginęła w katastrofie lotniczej. Ja przeżyłam. Pomylono nas, ponieważ
zamieniłyśmy się miejscami w samolocie. Uciekając trzymałam w ramionach Mandy. Dla-
tego sądzono...
- Carole nie żyje?
- Tak - dławiła się od płaczu. - Tak. Przykro mi.
- W tamtej katastrofie? Zginęła w tamtej katastrofie? Chcesz powiedzieć, że mieszkałaś...
Przez cały czas...?
Ponownie lekko schyliła głowę.
Serce tłukło się w niej jak maleńki ptaszek, gdy widziała, jak Tate stara się zrozumieć to,
czego właściwie nie można było zrozumieć. Stopniowo zmniejszał siłę uścisku i w końcu
odsunął się od niej.
Zdjęła szlafrok z wieszaka i narzuciła na siebie. Pośpiesznie zawiązała pasek. Weszła do
kabiny i zakręciła kurki.
Kiedy zabrakło szmeru wody, pozostała tylko okropna cisza, pełna zwątpienia i podejrzeń.
Wtedy on zadał bardzo proste pytanie:
- Dlaczego?
Nadszedł dzień sądu i rozliczeń. Wiedziała, że w końcu nadejdzie. Nie sądziła jednak, że
będzie to właśnie dzisiaj.
Nie była przygotowana.
- To bardzo skomplikowane.
- Nie obchodzi mnie, do cholery, jak bardzo to jest skomplikowane! - powiedział
podniesionym głosem. - Mów, i to zaraz, zanim wezwę policję.
- Nie wiem, jak i gdzie nastąpiła pomyłka. Obudziłam się w szpitalu, spowita w bandaże od
stóp do głowy, niezdolna do wykonania żadnego gestu czy wypowiedzenia jednego słowa.
Wszyscy nazywali mnie Carole. Początkowo nie rozumiałam. Tak bolało. Bałam się. Byłam
zupełnie zdezorientowana. Dopiero po kilku dniach zrozumiałam, co prawdopodobnie się
stało.
- Ale kiedy już zrozumiałaś, nie powiedziałaś nic. Dlaczego?
- Nie mogłam! Przypomnij sobie, przecież nie mogłam mówić. - Chwyciła go za rękę
błagalnym gestem. Wyszarpnął dłoń. - Tate, ja próbowałam ci to powiedzieć, zanim
zmieniliście rysy mojej twarzy, ale nie zrozumiałeś. Za każdym razem, kiedy zaczynałam
płakać, sądziłeś, że się boję operacji. To była prawda. Ale płakałam też, ponieważ po-
zbawiono mnie tożsamości. Byłam bezsilna.
- Boże, to jakaś nieprawdopodobna historia. - Przeczesał palcami włosy. Potem zdał sobie
sprawę, że wciąż jest nagi. Owinął się ręcznikiem wokół pasa. - To było całe miesiące temu.
- Musiałam pozostać Carole na jakiś czas.
- Dlaczego?
Odwróciła głowę. To, co wyjaśniła do tej pory, było niczym wobec tego, co ją jeszcze
czekało.
- To zabrzmi...
- Gówno mnie obchodzi, jak to zabrzmi - przerwał groznie. - Chcę wiedzieć, dlaczego
udawałaś moją żonę?
- Ponieważ ktoś chce cię zabić.
Ta odpowiedz zaskoczyła go. Wciąż czekał gotów do walki, ale odchylił głowę, jakby
zobaczył przed sobą ostrze.
- Co?
- Kiedy byłam w szpitalu - zaczęła - ktoś wszedł do mojego pokoju.
- Kto?
- Nie wiem. Wysłuchaj mnie najpierw, zamiast zadawać tyle pytań. - Odetchnęła głęboko,
ale słowa i tak plątały się. - Byłam zabandażowana. Miałam ograniczone pole widzenia.
Ktoś, kto zwracał się do mnie po imieniu, ostrzegł mnie, abym nie robiła żadnych wyznań
na łożu śmierci. Powiedział, że wszystko nadal idzie zgodnie z planem, a ty nie dożyjesz
dnia, w którym miałbyś objąć upragnione stanowisko.
- Chcesz, żebym w to uwierzył? - zaśmiał się szyderczo.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]