[ Pobierz całość w formacie PDF ]
siedemset dwadzieścia dolców: była przecież Polką, więc skąd miała wiedzieć, jakie
obowiązują reguły? Ale popełniła błąd, gdy oddała połowę łupu i zaczęła udawać
niewiniątko, żeby zatrzymać resztę. Czego oczekiwała? Czyżby łudziła się, że Prizzi nie
kiwną palcem, pozwolą sobie buchnąć taki kawał forsy?
A może - zmusił się, żeby skierować myśli tym torem - przez cały czas tylko
udawała, że szaleje na jego punkcie, by jej wtedy od razu nie rąbnął? To, że wyszła za
niego, rzucała mu się na szyję, całowała, prała zasłony, szorowała posadzki, było po
prostu grą. A on dał się nabrać. Uwierzył, że kocha go na zabój; ale gdyby tak było
naprawdę, czy przyjęłaby od Vincenta pięćdziesiąt dolców zaliczki, żeby go rozwalić?
Sknociła porwanie Filargiego i teraz musi za to beknąć. Zaczął sobie przypominać
zdarzenia, które się wówczas rozegrały. Irene cisnęła gorylowi kukłę niemowlaka akurat
w chwili, gdy otwierały się drzwi windy. Goryl sięgnął po spluwę zamiast łapać kukłę.
Irene powinna była chwycić tę babę, która wyszła z windy, posłużyć się nią jako tarczą, i
zmusić goryla, żeby rzucił broń. Albo dać jemu, Charleyowi, szansę zajść go od tyłu i
zdzielić w łeb. No, może nie było na to czasu. Najpierw strzeliła do goryla, więc pewnie
widziała, że nie zdąży zrobić nic innego. Miała nerwy ze stali. Nie działała pochopnie. Ale
dlaczego rąbnęła tę głupią cipę, która pomyliła piętra? Przecież baba nie miała spluwy!
Stała tylko i gapiła się, zaskoczona i oniemiała, a Irene ją kropnęła, przez co całej
rodzinie narobiła tyle kłopotów..
Ale co za kobieta! Czysta, a poza tym jaka gospodyni! Czasami odnosił wrażenie,
że nie cierpi sycylijskiej kuchni, a jednak potrafiła tak znakomicie gotować różne
sycylijskie dania, jakby terminowała u samych Spinów w Agrigento. Naprawdę była
wyjątkową kobietą. Nigdy nie narzekała: nie znosiła Brooklynu, nie znosiła Sycylijczyków,
nie znosiła nowojorskiego klimatu, ale nie skarżyła się ani razu.
Tylko się nie rozczulaj, zbeształ sam siebie. Już dawno temu nauczył się nie myśleć
o rozwałkach inaczej jak w kategoriach czysto zawodowych. On i Gusto Bustarella
dorastali razem. Tego samego dnia złożyli przysięgę. Podobały się im te same
dziewczyny. Pewnego roku ojciec Gusta spędził z pięćdziesiąt godzin ucząc ich, jak
posługiwać się nożem. Gusto, dowcipny facet, z którym człowiek nigdy się nie nudził, był
- nie licząc papy - najbliższym przyjacielem Charleya, a jednak, gdy Vincent polecił mu
go sprzątnąć, nie wahał się ani chwili. Zrobił co trzeba. Specjalnie, przez sentyment dla
dawnych czasów, posłużył się nożem. Po co zaprzątać sobie głowę myśleniem o
sprawach, które tylko utrudniają wykonanie roboty? Przecież i tak, prędzej czy pózniej,
każdy musi umrzeć.
175
Miał sprzątnąć Irene. Wchodząc do rezydencji Sesterów, wciąż kochał ją bardzo,
ale teraz ich miłość wydawała mu się czymś, co wydarzyło się dawno temu, w obcym
kraju, jakimś innym ludziom. Papa miał rację. Jego życiem była rodzina.
Wracając na plażę zastanawiał się, jak najlepiej wykonać zadanie. Nie będzie
proste, ale nie ma co robić z igły widły; poradzi sobie. Jeśli Irene wyruszyła punktualnie o
piątej, a zwlekanie nie leżało w jej charakterze, i jeśli po drodze nie ugrzęzła w korku, w
ciągu czterdziestu minut powinna dojechać na lotnisko. A więc wsiądzie w samolot o
szóstej i o dziewiątej trzydzieści czasu nowojorskiego wyląduje w Los Angeles. Do domu
dotrze godzinę pózniej; w Kalifornii będzie wówczas wpół do ósmej. Postanowił, że
zadzwoni do niej o jedenastej, swojego czasu.
O piątej trzydzieści dojechał na plażę i wziął prysznic.
Następnie wyciągnął z szafy stojącą na dole skrzynkę i wyjął z niej długi, dobrze
wyważony nóż - ten sam, który zabrał Marnemu Hellerowi. Znalazł lekką, skórzaną
pochwę, wsunął do niej nóż i przytwierdził sobie do wewnętrznej strony lewej łydki.
Włożył spodnie od piżamy i przejrzał się w lustrze zamocowanym na drzwiach szafy:
nogawki były tak luzne, że nic nie było widać.
Użyje więc noża. Na piersi, pod marynarką, będzie miał kaburę z pistoletem, którą -
zanim zaczną się kochać - zdejmie i powiesi ostentacyjnie na krześle daleko od łóżka,
tak, aby Irene to widziała, a potem, gdy się położą, wyciągnie nóż. Pragnął zabić Irene
szybko i bezboleśnie. Zęby nawet nie zdążyła się zorientować, co się dzieje.
Zrobił sobie hamburgera, nalał kieliszek amerykańskiego chianti, usiadł przed
telewizorem i włączył magnetowid. Jedząc, oglądał w kółko kasetę z Irene. Kiedy
trwające dwie minuty i czterdzieści dziewięć sekund nagranie dobiegało końca, przewijał
taśmę, naciskając odpowiedni guzik na leniwcu, i puszczał od początku.
Nagranie, składające się z kilku ujęć, trwało krótko, podobnie jak jego związek z
Irene, ale wystarczyło, żeby zrozumiał, dlaczego ani Paulie, ani papa, ani nawet ten
kamerzysta, nie zachwycali się tak strasznie jej urodą. Owszem, była przystojną babką,
ale na pewno nie żadną dwunastką na dziesięciopunktowej skali, jak mu się wówczas
wydawało. Góra siódemką.
Kiedy tak raz po raz oglądał zarejestrowaną na taśmie scenę ich spotkania,
najbardziej wnerwiła go własna ślepota: dlaczego wmówił sobie, iż oboje oszaleli na
swoim punkcie, że Irene od początku czuła to samo, co on? Sądził, że pokochała go od
pierwszego wejrzenia - gdy tylko Mae przedstawiła ich sobie. Teraz jednak widział
wyraznie, że to nie Irene, lecz Mae wpatruje się w niego jak w obraz, wodzi za nim
zakochanym wzrokiem. Irene patrzyła na niego tak jak pasażer na tonącym statku na
łódz ratunkową. Z jej oczu biła potrzeba, ale wynikająca z zupełnie innych przesłanek,
niż mniemał.
Nie czuł złości, że go wykorzystała; czuł smutek. Nigdy jej nie zapomni. Ale papa
[ Pobierz całość w formacie PDF ]