[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Co to mogło być? Czy to ważne? Ważne, ze żył. Ważne, że popełnił
okropne uczynki. Teraz to jego duch zapadł się w ciemność, z której
Rabin chwilę temu się wydostał. Nie chciał stanąć twarzą w twarz ze
światem, z ludzmi i z prawdą o swoim zbrodniczym ludzkim zanied-
baniu. Lepiej zostać w mroku.
Ale mrok już go nie chciał. Wypychał go w górę, na zewnątrz. A
może to samo życie mknęło ku powierzchni, żeby ją przebić i
zaprowadzić Rabina z powrotem do tamtej twarzy, twarzy kogoś
należącego do świata: lekarza, prawnika, policjanta. Był teraz czyimś
 przypadkiem".
Otworzył oczy. Twarz nadal tam tkwiła. Smutniejsza teraz, bardziej
zatroskana.
Naraz opanowała go najdziwaczniejsza pewność, jakiej doznał w
życiu. Miała coś wspólnego z kształtem nosa na tej pochylonej twarzy.
Coś wspólnego z bladym błękitem nieba w oknie poza nią i z firankami
w tym oknie. Rabin pojął, że jest w Rosji.
Przeszedł go prąd.
Twarz ponad nim zaglądała, zdawało się, w jego twarz i potrafiła
czytać mu w myślach. Umiała przemawiać do niego bez słów, jak twarz
kochanki. Mówiła, że jego przypuszczenia są słuszne, ale niech się nie
martwi.
Rabin chciał się odezwać. Chciał wrócić tam, gdzie ludzie mówią.
Nie pamiętał jednak żadnych słów. Stracił je wszystkie, tak jak się traci
dech po silnym ciosie.
- Czy jestem w Rosji? - spytał cichutko.
- Ach, jaki pan bystry! Doprawdy, to zbyt wiele! Tak, oczywiście, jest
pan w Rosji! - potwierdziła twarz, sympatyczna w swoim smutku, ale w
radości przerażająca.
- Kim pan jest? - spytał Rabin.
- Może jedynym na całym świecie człowiekiem, który naprawdę i w
pełni docenia pańskie zdolności - oświadczyła twarz.
Rabin nie zrozumiał. Zbyt wiele słów. Słowa go usypiały. Uchwycił
jednak ton. Ton głębokiego podziwu. Podziwu, którego szukał przez całe
życie. Podziwu, który był dowodem rozpoznania. Wreszcie go
rozpoznano. Ktoś wiedział, kim Rabin jest.
Jednakże on sam tego nie wiedział. Twarz owszem, ale on nie. Był po
prostu sobą, tym kim zawsze. Był po prostu sobą, leżał na łóżku w
pokoju zalatującym lekko merkurochromem i krochmalem. Tyle że w
Rosji.
Wtem odzyskał wszystkie władze; wyjąwszy zawrót głowy, kaca
amnezji, znowu stanął obiema nogami na ziemi.
Usiadł: ten ruch upewnił go, że nie ma ochoty robić nic więcej.
- Kim pan jest? - powtórzył, tym razem bardziej świadom, co znaczy
to pytanie.
- Leonid Nikołajewicz Popławski - odparła twarz. - Czuję się
zaszczycony.
- Jasne. Co się stało?
- To trochę skomplikowane. Ale może najpierw chciałby pan zjeść
śniadanie?
- Jak długo tu jestem?
- Niedługo, parę godzin.
Poczuł niejaką ulgę.
- Dobrze, chętnie coś zjem - powiedział i
ślina nabiegła mu do ust.
Popławski nacisnął guzik. Za ścianą coś zabrzęczało. Otworzyły się
drzwi. W progu stanęła krzepka, starsza kobieta; lekko odwracając oczy,
wniosła tacę z inkrustowaną, srebrną zastawą. Popławski podniósł
szpitalną tacę na nóżkach i z troskliwością godną pielęgniarki umieścił ją
przed Rabinem.
Kobieta postawiła swoją tacę, odwróciła się i wyszła z pokoju,
najwyrazniej przestraszona i pełna dezaprobaty.
Rabin uniósł pokrywkę głównego naczynia.
- Wędzona ryba, kasza i sałata na śniadanie? - rzucił z oddającą
ducha odrazą, czując swoją banicję najpierw w żołądku.
- Więc niech to będzie lunch - zaproponował Popławski. - Jest wpół
do czwartej.
- Proszę to zabrać. Od samego zapachu robi mi się niedobrze.
Wystarczy mi chleb i herbata.
- Bardzo rozsądnie, bardzo rozsądnie. Bez sera?
- Bez.
- Zwietnie, świetnie, już zabieram.
Popławski spiesznie postawił na szpitalnej tacy czajniczek, filiżankę i talerz
żytniego chleba, po czym szybciutko odniósł resztę śniadania na stolik.
Obserwując go, Rabin zachodził w głowę, czemu ten człowiek z taką
gotowością spełnia wszelkie jego życzenia, skoro niewątpliwie Rabin jest tutaj
więzniem.
Wędzona ryba z sałatą na śniadanie! [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • domowewypieki.keep.pl