[ Pobierz całość w formacie PDF ]
i przebiegła wzrokiem pierwszą stronę.
Niemożliwe!
Oczy jej się zrobiły okrągłe, wargi wyschły.
- Tysiąc akrów? - Podniosła na niego wzrok i zobaczyła błysk rozbawienia i czułości w
jego oczach. - Nie możesz dać mi tysiąca akrów ziemi w prezencie ślubnym! - zaprotestowała.
Levi oparł się o tył krzesła i spytał:
- Dlaczego nie?
- Bo to za dużo. - Natychmiast wpadł jej do głowy pewien pomysł, lecz nie wiedziała, jak
Levi zareaguje. - Połowę chciałabym oddać Smileyowi.
Levi miał minę człowieka bardzo z siebie zadowolonego, kiedy oświadczył:
- Wiedziałem, że tak zrobisz, i zaproponowałem mu odstępne. Zgodził się.
R
L
T
Sophie zmarszczyła brwi.
- Xanadu musi ktoś zarządzać. My mieszkamy teraz w Sydney.
Levi uniósł brwi.
- A może będziemy mieszkali tu tylko sześć miesięcy w roku? Co ty na to?
Nabiera mnie, pomyślała Sophie, jednak pomysł jej się podobał.
- A przez drugie sześć gdzie? - spytała ostrożnie.
- Zgadnij. - Odwrócił jej dłoń, pogładził jej wnętrze, potem szarmancko ucałował prze-
gub. - Będziemy wydawać pieniądze, które, jak twierdziłaś, powinienem rozdać.
- Na odstępne dla Smileya?
Levi zaprzeczył ruchem głowy i znowu pocałował jej dłoń, a ona poczuła gęsią skórkę na
ramionach. Niech przestanie, pomyślała, bo nie mogę się skoncentrować na ważnych sprawach.
- Na stworzenie tam w buszu kliniki chorób oczu. Już nawet mam nazwę: Mobilna Klini-
ka Okulistyczna Sophie Pearson. Na pewno ucieszy cię wiadomość, że przeznaczyłem na ten
cel sporą część majątku.
Sophie wprost oniemiała z wrażenia.
- Pomyślałem, że jeśli się zgodzisz, moglibyśmy w porze suchej, od maja do pazdzierni-
ka, przenosić się na północ i odwiedzać obozowiska tubylców.
W jego oczach dostrzegła zapał. Kawał dobrej roboty do zrobienia. Kolejny raz łzy na-
płynęły jej do oczu. Miała szczęście spotkać człowieka, z którego może być dumna, myślała.
Przechyliła głowę i słuchała, gdy kończył:
- Oczywiście potrzebna byłaby nam stała baza, a Xanadu spełnia wszystkie wymogi.
- Racja. Zabawne, prawda?
- Gdybyś miała inne zajęcia - ciągnął, patrząc znacząco na jej talię - mógłbym zatrudnić
kogoś, kto by mi pomagał, a ty czekałabyś na mnie z naszą rodziną w domu, w Xanadu.
- Pomyślałeś o wszystkim.
Spojrzał na nią tak żarliwie, że zaczerwieniła się od stóp do głów.
- Jeśli będziemy mieli dzieci, pokochają nasze oba domy.
- Naprawdę przemyślałeś to w najdrobniejszych szczegółach.
- Stosowałem się do jednej zasady - uniósł się, nachylił i pocałował ją w usta - zawsze
mów prawdę. A prawda jest taka, że będę kochał moją żonę do końca moich dni.
R
L
T
[ Pobierz całość w formacie PDF ]