[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Twoja córka jest jak wyborny kawałek mięsa otoczony wilkami - mówi
spokojnie, zwracając się do mamy.
Oczywiście ma rację, jeśli chodzi o generalną ocenę sytuacji.
- Będzie żył jak Rama, a wyglądał jak Kryszna - dodaje. Słysząc tę niewyrazną
aluzję do zięcia, mama z ulgą kiwa głową.
Nie trafi mi się Siwa, tylko dwa wcielenia Wisznu w jednym człowieku. Na to
spokojnie można się zgodzić. W tej sytuacji prawie na wszystko trzeba się zgodzić.
Porównanie córki do kawałka wyśmienitej pieczeni spowodowało, że mama
wpadła w popłoch. Zdwoiła wysiłki w poszukiwaniu odpowiedniego dla mnie męża.
Już dawno wyczerpała pierwszą listę najbardziej pożądanych kandydatów,
rozważyła młodzieńców z drugiej, teraz przegląda trzeci zestaw. Dziewczynę trzeba
wydać za mąż, niekoniecznie za najbardziej pożądanego kandydata. Nawet nie naj-
lepsza partia jest o niebo lepsza niż niezamężna córka. Wyprawa ślubna obrasta na
stryszku pajęczyną, walczy o miejsce z marynatami i naszyjnikami suszących się
warzyw: pomidorów, oberżyn, dyń, i doprowadza do szału domowe bóstwo.
Stryszek jest centralnym miejscem wszelkich przygotowań na przyszłość, pewnie
dlatego domowe bóstwo świetnie się tam czuje. Teraz jednak staje się tam
stanowczo zbyt ciasno.
Mama bardzo przeżywa fakt, że jeszcze nie wychodzę za mąż. Cały czas chodzi
zmartwiona, markotna. Nie ma nic przeciwko nauce w college'u, ale jej zdaniem to
tylko jeszcze jeden kwiat w ślubnym wianku, gwarancja normalnego życia. Tylko
bardzo ułomne dziewczęta nie studiują w college'u. Nauka w państwowych szkołach
i college'ach jest bezpłatna.
Właściwie nie pamiętam, jakie znaczenie dla mamy miała moja nauka w
college'u. Jestem przekonana, że zdobycie wykształcenia uznała za rzecz potrzebną,
pewien element nieodzowny do ułożenia" mi życia. Może ja sama również tak
uważałam. W tamtym okresie niewiele się nad tym zastanawiałam.
Mama wyszła za mąż za syna najlepszego przyjaciela ojca. Znali się od
dzieciństwa. Opuściła dom matki i znalazła zaciszne schronienie u teściów,
mieszkających ledwie dwa domy dalej. Chociaż
miejsce mogło wydawać się jej obce i nieprzyjazne, dorastała w domu męża.
Przed zamążpójściem wychodziła z domu tylko przy wyjątkowych okazjach.
Nie było mowy o towarzyskich spotkaniach z przyjaciółkami w miejscach
publicznych, a nawet o regularnym wypuszczaniu się na wycieczkę po sklepach.
Poza domem zawsze towarzyszyła jej mama lub zaufany, starszy służący. Uczyła się
w domu, domowi korepetytorzy przygotowali ją do kończącego szkołę egzaminu,
zorganizowanego przez uniwersytet. Nie zamierzała podjąć pracy, nikt od niej tego
nie oczekiwał, głównie dlatego, że nie musiała pracować. Wyszła za mąż, urodziła
dzieci i pogrążyła w domowych obowiązkach.
Nade mną pragnie rozbić podobny namiot bezpieczeństwa. Wie, że będę chciała
pracować zawodowo. Nie ma nic przeciwko temu, jeśli tylko pozostanę częścią jej
świata. Spędza bezsenne noce, obawiając się, że jeżeli szybko nie przywiąże mnie
do jakiegoś mężczyzny, zerwę cumy i odpłynę w przestrzeń, w której nigdy się nie
wie, gdzie się jest ani dokąd się zmierza. Pragnie zrozumieć każdą kłopotliwą
sytuację, w jakiej mogę się znalezć. Chce mnie chronić. Jest przerażona, że mogę
pójść nieznaną jej ścieżką i że nie będzie umiała odnalezć do mnie drogi. Wszystko
to stało się dla mnie zrozumiałe, kiedy sama zostałam matką. W tamtych latach
jednak niepokój i uczucia matki wydawały mi się przestarzałe i przygnębiające.
Słabe widoki na wydanie mnie za mąż wprawdzie działały przytłaczająco, ale
absolutnie nie zniechęcały mamy. Matki nigdy nie tracą nadziei. Moja, tak jak jej
matka, powtarzała: Należysz do kogoś innego, jesteś własnością innej rodziny, Bóg
oddał cię w moje ręce, ale jestem tylko twoją opiekunką. Daj Boże, aby już wkrótce
nadszedł dzień, kiedy pójdziesz do własnego domu".
Podobne rozmowy matek z córkami odbywają się we wszystkich domach.
Chyba tylko dlatego udało mi się uniknąć nieodwracalnego urazu psychicznego.
Wszystkie słyszymy te słowa tak często, że przestają robić wrażenie. A może do
pewnego stopnia same wierzymy, że tak właśnie jest.
- Niechaj Bóg zlituje się nad tobą i szybko ześle ci męża -wzdycha mama i zaraz
sama się pociesza. - Gdy przyjdzie czas,
wszystko potoczy się tak prędko, że możemy nie zdążyć przygotować się do
hucznego wesela.
Niepokój spędza jej sen z powiek. Długo będzie musiała podtrzymywać się na
duchu, powtarzając podobne zdania. Dopiero dwa lata pózniej znajdę swoją drugą
połowę, a matka tymczasem nabawi się bezsenności. Co do jednej sprawy ma
jednak rację: wszystko stanie się tak szybko, że nie będzie miała dość czasu na
przygotowania do uroczystości zaślubin na wielką skalę. Prawdę mówiąc, nie
bardzo sobie wyobrażam, co mogłaby zmienić. Całe lata systematycznie
przygotowywała, a potem wzbogacała moją wyprawę ślubną. W tej chwili całkiem
pokazna część dochodów ojca leży owinięta bawełnianymi i jedwabnymi
haftowanymi obrusami, starannie przesypana ostro pachnącymi płatkami kwiatów,
zamknięta w metalowym kufrze na poddaszu.
Nie wszystko, co cenne, ląduje na stryszku. Niektóre rzeczy, nawet najbardziej
pożądane, nigdy nie są wnoszone na górę. Pewnego roku zjawili się u nas kupcy
nieokreślonego pochodzenia. Przybyli na rowerach z jakiegoś nieznanego małego
miasteczka w środkowych Indiach. Przywiezli sporą kolekcję starych kaszmirskich
gobelinów. Takich dzamawarów nie tka się od ponad stu pięćdziesięciu lat, obecnie
nikt tego nie umie. Współczesne próby odtworzenia tej pięknej pracy przypominają
karykatury oryginałów. Kaszmirskie tkactwo przestało istnieć, kiedy Europejczycy
zaczęli maszynowo wyrabiać szale. Kopiowali wzory nawet wiernie, ale
produkowali ich tysiące. Zniszczono kaszmirskich mistrzów, potem była
zawierucha polityczna i gdzieś w trakcie tych przemian na dobre pogrzebana została
sztuka tkania. Nikomu już nigdy nie udało się zrobić prawdziwego dzamawaru
Kobiety chwilę się wahają, naradzają między sobą, wreszcie po przekonującej
przemowie głównego kupca zgadzają się obejrzeć towar. Mężczyzni zostają
[ Pobierz całość w formacie PDF ]