[ Pobierz całość w formacie PDF ]
89
prawdziwe w najdalszych zakątkach Galaktyki.
Nagle ujrzałem przebłysk tego, do czego zmierzał Bonforte. Jeśli istnieją pod-
stawowe zasady etyki, transcendentne dla miejsca i czasu, wówczas obowiązują
one zarówno ludzi, jak i Marsjan. Są prawdziwe na każdej planecie każdej gwiaz-
dy. . . a jeśli rasa ludzka nie zachowa się zgodnie z tymi zasadami, nie podbije
nawet gwiazd, to inna, mądrzejsza rasa zetrze ją w proch za nieuczciwość.
Ceną za ekspansję jest cnota. Zasada: Nigdy nie dawaj frajerowi równej doli
jest filozofią zbyt wąską, aby wypełnić ogromne przestrzenie kosmosu.
Bonforte nie głosił słodyczy i światłości. Nie jestem pacyfistą mówił.
Pacyfizm to doktryna uników, w ramach której człowiek przyjmuje wszelkie ko-
rzyści, płynące z przynależności do grupy społecznej, nie chcąc za nie płacić. . .
i żąda aureoli za swą nieuczciwość. Panie Mówco, życie należy do tych, którzy
nie boją się go stracić. Ta decyzja musi przejść! I przeszedł na stronę zwolen-
ników interwencji militarnej, której jego własna partia odmówiła poparcia.
Albo: Bierzcie stronę! Zawsze bierzcie jakąś stronę! Czasem się pomylicie
ale człowiek, który nie chce opowiedzieć się po jakiejś stronie, zawsze się
myli. Niech nas niebiosa bronią od niezdecydowanych, którzy boją się dokonać
wyboru. Wstańmy i niech nas policzą! . Ten ostatni fragment wygłosił w wąskim
gronie, ale Penny udało się nagrać go na dyktafonie i Bonforte zachował to. Miał
wyczucie historyczne, był strażnikiem wszelkich zapisów. Gdyby było inaczej,
nad czym bym teraz pracował?
Stwierdziłem, że Bonforte jest moim typem człowieka. A przynajmniej ty-
pem człowieka, za jakiego lubiłem się uważać. Stał się osobą, której rolę mogłem
zagrać z dumą.
Jak daleko sięgam pamięcią, nie zmrużyłem oka od czasu, gdy obiecałem Pen-
ny, że wystąpię przed Imperatorem gdyby Bonforte nie wyzdrowiał, aż do samego
kresu podróży. Chciałem spać (nie ma sensu wchodzić na scenę, kiedy pod oczami
masz wory jak psie uszy), ale zainteresowało mnie to, co studiowałem, a na biurku
Bonforte a znalazłem przyzwoity zapas pigułek pobudzających. Zadziwiające, ile
można się dowiedzieć, pracując dwadzieścia cztery godziny na dobę, bez przerw
i z wszelką pomocą, jakiej mógłbyś zażądać.
Jednakże na krótko przed naszym przybyciem do Nowej Batawii, doktor Ca-
pek przyszedł i kazał mi odsłonić ramię.
Po co? zapytałem.
Nie chcę, żebyś padł na twarz ze zmęczenia, kiedy się znajdziesz przed
Imperatorem. Teraz będziesz spać do samego lądowania. Potem dostaniesz anti-
dotum.
Co? Mam rozumieć, że nie jesteście pewni, czy on będzie gotowy?
Capek nie odpowiedział, ale dał mi zastrzyk. Próbowałem dotrwać do końca
słuchanej właśnie wypowiedzi, ale zasnąłem w ciągu paru sekund. Następną rze-
czą, jaką pamiętam, były pełne szacunku słowa Daka: Sir, proszę się zbudzić.
90
Proszę, sir. Wylądowaliśmy na lądowisku Lippershey.
Rozdział 8
Nasz Księżyc jest planetą pozbawioną powietrza i żagwiowiec może na niej
wylądować. Ale Tom Paine przystosowany jest głównie do stacjonowania
w przestrzeni, odbywania przeglądów na stacjach kosmicznych na orbicie dla-
tego musi lądować na łożu. Szkoda, że spałem i nie mogłem tego widzieć, bo
opowiadają, że w porównaniu z takim lądowaniem łapanie jajka na talerzu to ła-
twe zadanie. Dak jest jednym z pół tuzina pilotów, którzy potrafią tego dokonać.
Nie udało mi się jednak nawet zobaczyć Toma w jego łożu. Widziałem tylko
harmonijkę tunelu dla pasażerów, który właśnie mocowano do śluzy powietrznej,
i kolejką pasażerską do Nowej Batawii. Te kolejki są tak szybkie, że przy ni-
skiej grawitacji na Księżycu, zanim się obejrzysz, pośrodku podróży przechodzisz
w stan nieważkości.
Najpierw udaliśmy się do apartamentów przypisanych liderowi lojalnej opo-
zycji, oficjalnej rezydencji Bonforte a zanim (jeśli w ogóle) powróci do władzy po
nadchodzących wyborach. Ich wspaniałość kazała mi zastanowić się, jak wygląda
rezydencja premiera. Podejrzewam, że Nowa Batawia jest najbardziej pałacowym
miastem w całej historii. Szkoda, że rzadko można ją oglądać z zewnątrz ale tę
niewielką wadę w pełni rekompensuje fakt, że jest to jedyne miasto w Systemie
Słonecznym naprawdę niedostępne dla bomb jądrowych. Powinienem może po-
wiedzieć właściwie niedostępne , ponieważ istnieje kilka konstrukcji powierzch-
niowych, które mogą ulec zniszczeniu. Apartament Bonforte a obejmował salon
na zboczu klifu, wychodzący na bąbel-balkon, rozgwieżdżone niebo i samą Mat-
kę Ziemię, ale sypialnia i biura znajdowały się w litej skale, tysiąc stóp poniżej,
dostępne jedynie dzięki prywatnej windzie.
Nie miałem czasu na zwiedzanie apartamentów, bo ubierano mnie na audien-
cję. Bonforte nie miał lokaja nawet na Ziemi, ale Rog nalegał, że mi pomoże
(raczej przeszkadzał), jednocześnie uzgadniając ze mną ostatnie szczegóły. Ubra-
nie było zwykłym formalnym dworskim strojem, składającym się z bezkształt-
nych czarnych szerokich spodni, śmiesznej, również czarnej marynarki z ogonem
w kształcie pazura do wyjmowania gwozdzi, koszuli, mającej sztywny napierśnik
i skrzydlaty kołnierz, oraz białej muszki. Właściwie koszula powinna być dopi-
92
nana kawałek po kawałku, a muszka zawiązana na tyle zle, żeby wyglądała na
wiązaną ręcznie, ale ten fragment garderoby u Bonforte a stanowił całość (może
dlatego, że nie korzystał z usług garderobianego) wraz z muchą. Trudno jednak
wymagać od gościa, żeby jednocześnie znał się na polityce i na strojach z epoki.
Sam strój był brzydki, ale stanowił ładne tło dla Orderu Wilhelminy, barwną
wstęgą przecinającego moją pierś. Obejrzałem się w długim lustrze i efekt nawet
mi się spodobał. Akcent kolorystyczny na tle czerni i bieli stanowił doskonały
kontrast. Tradycyjny strój może sobie być brzydki, ale jest pełen dumy, niczym
niewzruszona sztywność maitre d hótel. Uznałem, że wyglądam na osobę, która
powinna spodobać się władcy.
Rog Clifton odczytał mi długi zwój, zawierający listę nazwisk osób nomino-
wanych przeze mnie na stanowiska ministrów, i wetknął mi drukowaną jej kopię
do wewnętrznej kieszeni fraka. Oryginał, pisany ręcznie, został już wcześniej, to
znaczy tuż po lądowaniu, złożony na ręce sekretarza stanu Imperatora. Teoretycz-
nie celem audiencji było poinformowanie mnie, że Imperator z przyjemnością
sformuje dla mnie rząd, jak również przedstawienie przeze mnie moich skrom-
nych sugestii co do jego obsady. Moje nominacje miały być tajne, dopóki władca
łaskawie ich nie zaaprobuje.
W istocie wybór już dawno został dokonany. Rog i Bill spędzili większość po-
dróży na formowaniu gabinetu i upewnianiu się, za pomocą kosmicznego kodu,
że nominowani przyjmą teki. Przeczytałem dokładnie akta na temat każdego no-
minowanego i ewentualnej postaci alternatywnej, ale lista była tajna w tym sensie,
że prasa miała ją dostać dopiero po zatwierdzeniu przez Imperatora.
Wziąłem zwój i buławę życia. Rog spojrzał ze zgrozą.
Na litość boską, człowieku, nie możesz nosić tego w obliczu Imperatora!
A dlaczego nie?
Przecież to broń!
To broń ceremonialna, Rog. Każdy książę i każdy pieprzony baronet nosi
dworską szpadę. A ja wezmę to.
Potrząsnął głową.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]