[ Pobierz całość w formacie PDF ]
– Wyjeżdżasz? – Chłopak posmutniał.
– Tak. Chcę mieć lepsze życie. Na razie jadę na rozpoznanie
terenu. – Majka uśmiechnęła się pod nosem.– Ale potem, potem to
moja noga tu więcej nie postanie.
– A co z nami?
– Możemy do siebie dzwonić, pisać maile. – Tak naprawdę
Majka miała to gdzieś. Kiedyś wyjedzie stąd na zawsze i zostawi
za sobą Rodzinną i jej mieszkańców.
Patrząc na Majkę, Patryk nie mógł wyjść z podziwu, jaka jest
piękna. Mimo swojej urody, Majka była jednak pełna kompleksów,
co dla niego było niepojęte. Tylko jemu o tym mówiła, przed
innymi grała luzarę. Tylko przed przyjacielem się otwierała.
– Jesteś taka piękna. – Powtarzał jej to w nieskończoność.
Dziewczyna przewróciła oczami.
– Mam masywne uda.
Patryk zmierzył ją od góry do dołu. Nigdy nie zauważył, by
coś z jej udami było nie w porządku. Miała piękne, długie, opalone
nogi.
– Wcale nie, dla mnie są jak najbardziej w porzo.
– Nie ściemniaj.
– Nie ściemniam.
– Cellulit też mam.
– Gdzie?
– Na pośladkach.
– Nigdy nie widziałem.
– A widziałeś mnie nago?
– Nie, ale w stroju kąpielowym.
– I gapiłeś się na moją dupę?
– Jestem facetem.
– I moim przyjacielem.
– To nie znaczy, że nie mogę sobie popatrzeć.
Majka westchnęła.
– I do czego w ogóle ma prowadzić ta rozmowa?
Chłopak wzruszył ramionami.
– Właściwie to ja nie wiem.
Oboje zaczęli się śmiać.
Majka na ogół była wyluzowana, tryskała humorem, dużo się
śmiała. Jednak czasami, zwłaszcza kiedy padało, dopadała ją
dziwna melancholia. Tęskniła bardzo za rodzicami. Nigdy nikomu
się do tego nie przyznała, chociaż domyślała się, że babcia zna
powód jej smutku. Tak było i tej soboty. Na zewnątrz było szaro, a
deszcz lał się na jezdnię strumieniami. Majka padła na łóżko i
rozbeczała się.
– Co jest? – Babcia Tosia podeszła do zwiniętej w kłębek
wnuczki.
– Nie wiem – pociągnęła nosem Majka.
– Pada.
– I dlatego mam doła. Pada, jest szaro, buro i ponuro. Nie
mam chłopaka, jestem sama na świecie. Nikt mnie nie kocha.
– Masz mnie. – Antonina położyła dłoń na wystającej spod
kołdry ręce wnuczki.
– Ty jesteś moją babcią.
– I co, źle ci z tym?
Majka chlipnęła.
– Upieczemy drożdżówkę. Zaparzę kawę zbożową.
Zobaczysz, że świat od razu nabierze kolorów.
Majka odwróciła twarz w stronę babci. Jej zapuchnięta od łez
buzia w jednym momencie się rozjaśniła.
– Skoczyć po drożdże? – zapytała.
– Już skoczyłam, kiedy tylko zobaczyłam, że chlipiesz. –
Babcia pogładziła Majkę po twarzy. Majka uwielbiała tulić twarz
do szorstkich babcinych dłoni, które pachniały cytrynowym
kremem. Takiego samego kremu używała mama.
– Babciu, przepraszam za te moje zjazdy w dół, bez powodu.
– Widocznie miałaś jakiś powód.
– Moje problemy to nie problemy.
– Nie ma ważnych i nieważnych problemów. Wszystkie są
ważne. Dlatego najlepszym lekarstwem na wszystkie bolączki jest
ciasto drożdżowe.
ROZDZIAŁ 20
Paweł uświadomił sobie, że nie wyobraża sobie życia bez
Ewy. Na początku nie było najgorzej. W pierwszej chwili nawet się
ucieszył z rozstania. Pomyślał, że odpocznie od jej ciągłego
zrzędzenia, marudzenia, upominania go i wiecznych pretensji.
Z każdym dniem coraz bardziej mu jej brakowało. Nagle
łóżko stało się za duże, mieszkanie puste: bez jej bibelotów,
kosmetyków, ubrań. Brakowało mu rozmów z nią, a raczej jej
długich monologów, jej uśmiechu, kiedy ją przytulał, a nawet
duszącego zapachu kwiatowych perfum. Z każdym dniem tęsknota
za Ewą stawała się nie do wytrzymania. Aż w końcu doszedł do
takiego stanu, że myśli o niej stały się obsesją. Zredukował
godziny pracy. W weekend wziął wolne. Chciał raz jeszcze
porozmawiać z ukochaną kobietą. Wszystko wyjaśnić. Zawalczyć
o nią. Tylko czy ona go przyjmie? Czy będzie chciała z nim być?
Czy spróbują razem odbudować ich związek?
Chwycił za telefon. Usiadł na łóżku. Przez chwilę gapił się w
wyświetlacz, po czym wybrał numer Ewy.
– Cześć, Paweł – powiedziała. Z tonu jej głosu trudno było
wywnioskować, czy się cieszy z jego telefonu, czy też nie.
„Najważniejsze, że odebrała” – pomyślał.
– Cześć.
Zapadła cisza. Przycisnął słuchawkę mocniej do ucha. Serce
mu waliło.
– Słuchaj…
– Tak?
– Czy zechciałabyś ze mną zjeść kolację? – zaproponował.
– Kolację? – W jej głosie usłyszał wahanie. – Nie wiem, po
co mielibyśmy jeść razem kolację?
– Żeby się najeść – powiedział, zanim pomyślał.
Roześmiała się. To był szczery śmiech. Tak dawno razem się
nie śmiali.
– To dobry pomysł.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]