[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Rio zorganizowała zamach na swego męża trzydzieści dwa lata temu i że jej ludzie próbowali kupić
 Kolumbię na aukcji, ale ty ich ubiegłeś.
 Skąd on to wie?  zapytał Henry cicho.
 Bo w ubiegłym tygodniu zadzwoniła do niego wdowa po jednym z facetów, którzy nie
wywiązali się ze swego zadania podczas tej aukcji. Ranger sądzi, że ty jeden potrafisz zapełnić
białe plamy w historii Alesso. Jeśli uznasz, że ta opowieść trzyma się kupy, będzie nam łatwiej
zająć jakieś stanowisko w obliczu nadchodzących wyborów. Mimo iż minęły już trzydzieści dwa
lata, Garcia del Rio jest czczony w swoim kraju niemal jak święty. Nie zapominaj, że Angelica del
Rio ma wkrótce przybyć z oficjalną wizytą, w związku z tym, że jej rząd zobowiązał się
przestrzegać praw człowieka i uwolnić dysydentów. Ranger wolałby nie stracić twarzy, gdyby
tymczasem ktoś udowodnił, że to właśnie ona uknuła spisek przeciwko swemu mężowi.
 A więc Des nie wyklucza, iż jest to tylko posunięcie taktyczne, którym Alesso chce pozbawić
Angelicę del Rio szansy zdobycia naszego poparcia przed wyborami?
 Masz rację. Z tymi małymi kraikami naprawdę nigdy nic nie wiadomo, Henry, prawda?
 Podobnie jak z dużymi  odparł Henry.  Oczywiście, że się z nim spotkam. Jutro rano, tu, na
 Kolumbii .
 Zwietnie. My się wszystkim zajmiemy.
Henry oddał telefon Marvinowi Kleinowi i spojrzał na Sunday.
 Kochanie  powiedział  zdaje się, że jak zwykle masz rację.
 W jakiej sprawie?
 W sprawie śmierci Garcii del Rio.
Congor Reuthers nauczył się dawno temu, że nawet człowiek, w którego wycelowano
rewolwer, musi jeść. Był już poniedziałek. Lenny powiedział mu, że Britlandowie wybierają się
w środę rano do Waszyngtonu, ponieważ Sandra O Brien musi się zjawić na Kapitolu, by
uczestniczyć w ostatecznej debacie na temat udzielenia pomocy Costa Barii. Gdy Britlandowie
opuszczą jacht, cała dodatkowa załoga, w której skład wchodzi Lenny, zostanie zwolniona. A zatem
zostało im niewiele czasu. Lenny musi się dostać do kajuty A już jutro.
W tej chwili jednak Reuthers nie miał nic więcej do roboty. Mógł tylko jeść. Jako że niedawno
przypadła mu do gustu atmosfera restauracji, znajdującej się na szczycie wieży  Boca Raton
Hotel , właśnie ten lokal przyszedł mu na myśl. Nie wątpił, że parę szklaneczek martini i homar
poprawią mu nastrój. Sięgnął po słuchawkę, wystukał numer restauracji i władczym tonem zamówił
stolik przy oknie z widokiem na morze.
Nie krył swej wściekłości, gdy po przybyciu do restauracji dowiedział się, że nie może usiąść
przy stoliku, który wybrał.
 Jestem pewien, że okaże pan zrozumienie dla naszej decyzji  rzekł kelner z nerwowym
uśmiechem na twarzy, prowadząc Reuthersa do stolika, przy którym wodę można było dostrzec
jedynie w dzbanku.  Sam pan widzi, dlaczego tamte stoliki muszą zostać puste  szepnął,
wskazując dyskretnie okna.
Serce Reuthersa zamarło na chwilę. Pod oknem siedziała bowiem pogrążona w rozmowie
ulubiona para Ameryki, były prezydent i jego żona, oboje opaleni, uśmiechnięci i pochyleni nad
swymi koktajlami.
Reuthers sięgnął do kieszeni, by wyjąć pudełko papierosów, w którym krył się aparat
podsłuchowy. Położył je niedbale na stole, otwarciem zwrócone w stronę Britlandów. Udając, że
drapie się po głowie, umieścił w uchu malutką słuchawkę i w tej samej chwili usłyszał głos
Henry ego Parkera Britlanda IV:  Jestem ciekaw jutrzejszego spotkania z Alesso .
Alesso, pomyślał Reuthers, Alesso! Dlaczegoż to Britland miałby się z nim spotykać?
Zasłonił ucho, by wyeliminować hałasy dobiegające od innych stolików, i nagle zorientował
się, że ktoś się do niego zwraca.
 Przykro mi, sir, ale tutaj nie wolno palić.
Reuthers podniósł wzrok, by ujrzeć pełną nagany zmarszczkę na czole szefa sali, i uświadomił
sobie, że umknęła jego uwagi odpowiedz Sunday Britland, która powiedziała coś jakby:  Alesso
przywiezie dowód...
 Ja przecież nie palę  odparował Reuthers.
Szef sali spoglądał wymownie na otwarte pudełko papierosów.
 Trzymam to tutaj, by wypróbować swoją siłę woli  burknął.
 W takim razie pozwoli pan...  kelner przesunął pudełko tak, że niemal zniknęło między
wazonikiem z kwiatkami a koszykiem z pieczywem, który właśnie przed chwilą postawił na
stoliku.  Teraz może pan swobodnie na nie patrzeć, nie spostrzegą go natomiast inni goście, bo nie
chciałbym, aby odnieśli wrażenie, że to sala dla palących. Proszę pamiętać, że być może nie pan
jeden próbuje się powstrzymać od palenia. A gdyby tak była to puszka robaków? Sir, czy nigdy nie
próbował pan poradzić sobie z głodem nikotynowym, żując gumę? To naprawdę pomaga.
 Lepiej wyjdz stąd, idioto. Britland patrzy na ciebie .
Reuthers podskoczył, gdy znajomy pełen wściekłości głos uderzył w jego bębenki.
 Może cię rozpoznać, ty debilu .
Reuthers rozejrzał się nerwowo po sali. W jakim przebraniu zjawiła się dziś Angelica?
Najwyrazniej musi odchodzić od zmysłów ze zdenerwowania, skoro przyjechała tu zamiast wrócić
prosto do Costa Barrii. Spostrzegł siwą, samotną kobietę, opartą jednym łokciem o stolik,
wpatrzoną w kieliszek z winem. Oto ona, Samotna Wilma, jeszcze jedno z wcieleń Angeliki. Jego
wzrok powędrował teraz w stronę okna, by natknąć się na przenikliwe spojrzenie byłego prezydenta
Stanów Zjednoczonych. Spotkali się trzydzieści dwa lata temu. Reuthers uczestniczył w owej
fatalnej podróży jako jeden z czterech osobistych ochroniarzy premiera Garcii del Rio i oficjalnie
został stracony razem z resztą tamtej ekipy za niedopełnienie obowiązku ochrony premiera.
Czy Britland potrafiłby go rozpoznać po tylu latach?
Reuthers nie chciał ryzykować, więc przesunął się na krześle i odwrócił plecami do byłego
prezydenta.
 Zdaje się, że nie będę tu dziś jadł kolacji  mruknął i czym prędzej się oddalił.
Dotarł już do windy, gdy dogonił go szef sali.
 Zapomniał pan swoich papierosów, sir  powiedział.  %7łyczę powodzenia w zwalczaniu
nałogu. Odwagi!
Starszy agent Secret Service, Jack Collins, poruszył się nerwowo. Tylko jeden stolik oddzielał
jego miejsce od prezydenta Britlanda. Od pewnego czasu niepokoił Jacka głos wewnętrzny, który
zawsze ostrzegał go przed niebezpieczeństwem.
Czuł wyraznie, że coś jest nie w porządku. Jego wzrok wędrował niespokojnie po sali
restauracyjnej, prześwietlając wszystkich gości z charakterystyczną dla służb specjalnych
intensywnością. Wszyscy klienci byli bez wątpienia zamożni  przy stolikach siedziało sporo par
w kwiecie wieku, kilka rodzin z dziećmi. Wszyscy opaleni, odprężeni, uśmiechnięci. Jacyś panowie
w garniturach opowiadali sobie dykteryjki i dowcipy.
Z pewnością firmy zapłacą za ich wypad na golfa, który można przecież zawsze nazwać
spotkaniem w interesach, pomyślał zgryzliwie Collins.
Collins zauważył, jak jakiś mężczyzna, nieco zdenerwowany, opuszcza restaurację, zderzając
się nieomal z grupką czterech sześćdziesięcioletnich, elegancko ubranych pań. Kelner zaprowadził
tę grupkę do stolika umieszczonego w głębi sali, sąsiadującego z miejscami zajętymi przez rodziny [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • domowewypieki.keep.pl