[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Jest niebieskie? - zdziwienie Buby było nie mniejsze i Wiekuista spojrzała na Bubę z
przejęciem.
- Za to niebo wydaje się zbyt zielone - zasugerowała Wiekuista delikatnie.
- To prawda - zgodziła się Buba idiotycznie - niebo jest stanowczo zbyt zielone! -
wykrzyknęła z lekkim przestrachem i plastyczka do końca zajęć nie spuściła z niej oka.
Gdy po dzwonku myła pędzle, dostrzegła, jak Miłosz ociągał się z oddaniem pracy. Potem
marudził przy wycieraniu ławki, wreszcie się rozpłynął, jak odcień zielonej akwareli na
palcach Buby.
Po lekcjach szybciej niż zwykle wybiegła ze szkoły, ale Miłosza już nie było. Ani na boisku,
ani pod kasztanem, ani przy bramie, gdzie gromadziły się tuziny szarych wróbli, polujące na
resztki uczniowskich śniadań. Za to tuż za bramą, w gęstwinie krzaków bzu, na tak zwanej
"ławeczce palaczy" zauważyła Buba znajomą kurtkę z szarym kapturem.
-Aga? - upewniła się, podchodząc bliżej.
Aga siedziała z martwą miną i oglądała papierosa, którego trzymała w ręce. Obecność Buby
nie skłoniła jej nawet do podniesienia głowy.
- Ty palisz? - Buba dzieliła ludzi na tych, do których palenie pasuje, i na tych, do których nie
pasuje. Do Agi zupełnie nie pasowało i dlatego w głosie Buby zabrzmiała nutka goryczy.
- Nie wiem - odezwała się cicho Aga - parę razy próbowałam, ale mi nie wyszło.
Aga zdawała się być załamana tym brakiem talentu.
- Daj spokój! - Buba przysiadła ciężko obok. - Szukasz Nowych problemów? Na pewno
wystarczy nam tych, które marny - dokończyła głosem starej schorowanej kobiety. - Mówisz
moją kwestię - uśmiechnęła się Aga cierpko.
- A poza tym mamy dość różne problemy. I chętnie zamieniłabym własne na twoje.
- A ja odwrotnie - zapewniła Buba, przekonana, że nie może być nic gorszego, niż stać się
niewidzialnym dla oczu ornitologa.
- Przecież nie wiesz, na co chcesz się zamienić- Aga uśmiechnęła się z takim smutkiem, że
Buba natychmiast zapomniała o całej ornitologii. - Pamiętasz? - oczy Agi wędrowały po
krzewach obsianych czeredą ćwierkających punkcików - mówiłaś kiedyś, że w twoim domu
wszyscy żyją swoim życiem, że nikt cię nie zauważa, że matka rozmawia częściej z lustrem
niż z tobą, że twój ojciec chce być chwalony, a sam nie potrafi cię pochwalić. . .
- Bo to prawda - Buba spoważniała jeszcze bardziej i z zazdrością przyglądała się radosnym
ptasim harcom. Sama chciałaby teraz usiąść na gałązce bzu i zmieszać się z szaropiórym
tłumem. - Nikomu o tym nie mówiłam - zastrzegła cicho. - Nikt poza tobą nie wie, jak trudno
być córką ludzi bez przerwy zajętych sobą albo swoją pracą. Mówią, że to dla mnie, a nie
mają czasu zapytać, czy nie chciałabym pójść z nimi w sobotnie popołudnie na przykład do
kina na Bridget Jones, albo. . .
- Daj spokój! - w głosie Agi zabrzmiała nutka zdenerwowania albo nawet pogardy. Aga
podniosła twarz i na Bubę patrzyły teraz jej szklane i pełne bólu oczy. - Wierz mi - wydusiła z
goryczą - czasami chciałabyś być niezauważona. Ja... ja się o to tak często modlę... Widzisz?
Ten siniak... - z kurtki Agi wyłoniła się chuda ręka z ogromnym krwiakiem. - Albo tu, na
szyi. . . - odchyliła szalik i Buba z przerażeniem dostrzegła ślady czyichś silnych, brutalnych
dłoni - to dowody, że nie zawsze można się ukryć. .. Przed własnym ojcem - dokończyła Aga
z lekką ironią. Ta ironia była cięższa od wszystkich kamyków, jakie Buba dotąd spotkała na
swej drodze.
Oczy Agi były już suche i zajęte widokiem dwóch wróbli, walczących o kawałek chleba.
- Czy można po czymś takim powiedzieć coś mądrego?
- gorączkowo zastanawiała się Buba. Teraz w jej oczach błyszczała przekorna i jakaś głupia
łza, z którą nie mogła sobie za nic poradzić.
- Pewnie nie wiesz, co w takiej sytuacji powiedzieć, żeby głupio nie wypadło? - uśmiechnęła
się Aga i znalazła Buby
dłoń, którą przykryła własną, zimną ręką. - Nic nie mów, bo po co? Jesteś w porządku, tylko
nie znasz życia. To znaczy wtrąciła po chwili - znasz pewnie inny ból. Taki. . . ludzki. A mój
jest nieludzki - zakończyła, rzucając w stronę wróbli kawałek suchej bułki. - No, nie maż się -
Aga zgarnęła niesforne włosy z Buby twarzy i patrzyła na nią pogodnie. - Mój ojciec pije i
dlatego tak to się kończy. Ale bywa też trzezwy - dodała z dumą - i wtedy nie ma lepszego
ojca pod gwiazdami.
- Często jest trzezwy? - w pytaniu Buby nadzieja rosła jak pączki na drożdżach.
- Niestety, nie. Częściej bywa pijany. To choroba, a on jest za słaby, żeby się leczyć.
- Mogłabyś przychodzić do mnie, uciec... - Buba chwyciła mocno chude ręce Agi i
wpatrywała się w nią błagalnie.
- Przed tym się nie da uciec. No i mam brata. Kto go będzie chronił, jak ja zaszyję się u
ciebie?
- Chcesz mi powiedzieć, że nie ma żadnego wyjścia?
- Pewnie jakieś jest - Aga zamyśliła się głęboko i milczała. Wróble, już pogodzone, wyjadały
ostatnie okruszki bułki, tonącej w śnieżnym błocie. - Są telefony, pedagodzy, niebieskie i
pomarańczowe linie... Ale też jest ten cholerny, może nawet głupi wstyd, który cię zmusza,
żeby nie ćwiczyć na wuefie, bo zobaczą, żeby nie nosić krótkich rękawków i dekoltów, a
golfy. I żeby milczeć, bo jak powiesz za dużo, to jesteś "córka pijaka". Nieważne wtedy, co
czujesz. Jesteś ta gorsza.
Nieważne, co czytasz. Nawet analfabetki, którym trzezwi ojcowie robią rano śniadanie, będą
na ciebie patrzyły jak na patologię, na społeczny męt. A najgorsze jest to, że córka pijaka ma
zwykle gorzej niż pijak! Wolę być z tym sama - wyznała Aga cicho. - Zwłaszcza że mój
ojciec... - zamilkła.
- .. .że twój ojciec? - Buba podtrzymała to kruche zdanie, jak rachityczną roślinkę.
- .. .że on jest... był... jeszcze dziesięć lat 'temu świetnym chirurgiem. A teraz, gdy mu zabrali
licencję i gdy matka co dwa lata funduje sobie nowego kochanka, całkiem się zmienił. Ma
przekrwione oczy, powiększoną wątrobę, wieczne odtrucia i zawód "pijak". Ale zdaje się, że
chciałaś m\ powiedzieć o swoim problemie. Jakoś głupio się rozgadałam '- Aga otrzepywała
spodnie i z niepokojem patrzyła na koleżankę.
- O moim problemie? - Buba zaczerwieniła się lekko.
- Nie. Chciałam cię tylko zapytać... oczywiście~ możesz się nie zgodzić, ale pomyślałam...
- No, wal, bo muszę małemu wytłumaczyć przypadki z angielskiego.
- Chciałabym... - Buba zebrała w sobie całą odwagę...czy możesz być moją przyjaciółką?
- Od dawna nią jestem. A od dzisiaj wiesz, że właśnie tak cię traktuję - odrzekła swobodnie
Aga.
I Buba jeszcze raz tego dnia uznała, że Aga ma rację. Bo każdy wstyd jest podłym uczuciem i
naprawdę boli. Jak nie zagojona rana po niesprawiedliwym uderzeniu.
W domu zastała dziadka z uchem przy sypialni rodziców.
- Cześć - zamachał do niej ręką. - Chodz,_ Posłuchaj, bo warto.
Po chwili odskoczył od drzwi jak oparzony i to uratowało mu życie. Rodzice z płomiennymi
twarzami wybiegli ze swego pokoju. Najpierw matka, nie dostrzegając przyklejonego do
ściany dziadka. Za nią ojciec, dziwnie podekscytowany i z pałającymi policzkami. Na widok
dziadka i Buby ojciec najwyrazniej się ożywił.
- Dobrze, że jesteście - rzucił tonem sojusznika. - No proszę, Marysiu - zwrócił się z pretensją
do matki - pokaż twemu ojcu swój ostatni zakup.
- Ale ja je kupiłam dla ciebie - płaczliwie powiedziała matka.
- Na mnie są za małe - złośliwie kontynuował ojciec, zapytajmy Buby - spojrzał w kierunku
córki. - Bubo, czy ty nosisz takie majtki?
- Jakie majtki? - Buba uznała, że ojciec trochę przesadził w kwestii pewnej intymności.
- Takie - usłyszała zgaszony głos matki. W jej rękach rozpostarł się fragment białej bawełny z
[ Pobierz całość w formacie PDF ]