[ Pobierz całość w formacie PDF ]

pociągnęła Horda za sobą niczym nimfa wiodąca niedzwiedzia.  Trzeba przyłożyć ci maść
na to cięcie na ręku.
 Jak wrócę  zawołał Hordo przez ramię  możemy zacząć rozglądać się za potrzebnymi
nam ludzmi! Dzięki uprzejmości naszego wroga, no nie?
 Zgoda!  odkrzyknął Conan, podnosząc się.  I zabiorę ten miecz. Powinien przynieść
jedną czy dwie monety.
W swej izbie Cymmerianin podważył obluzowaną deskę w podłodze i wyjął faliste ostrze.
Zwiatło z małego okienka przebiegło po błyszczącej stali i zamigotało na jelcu. Plugawa aura
unosiła się z tej broni niczym trujący opar.
Conan starannie owinął miecz płaszczem pociętym przez wysokiego opryszka. Wolał nie
dotykać tego przeklętego ostrza gołą ręką. Przyprawiało go to o mdłości.
Kiedy Cymmerianin wrócił do wspólnej izby, mężczyzna w czerwonej tunice czekał u stóp
schodów. Pod orlim nosem trzymał flakonik z pachnidłem, a jego oczy ospale patrzyły na
barbarzyńcę. Conan zauważył jednak, że miecz młodzieńca nosi ślady częstego używania,
ręka zaś trzymająca flakonik pokryta jest odciskami, jakie powoduje jedynie rękojeść. Ruszył
obok niego.
 Przepraszam  rzekł szczupły młodzieniec.  Nazywam się Demetrio. Kolekcjonuję
starożytne miecze, a słyszałem, że posiadasz taki i życzysz sobie go sprzedać.
 Nie pamiętam, bym mówił coś o jego starożytności  odparł sucho Conan. W stojącym
przed nim mężczyznie było coś ze żmii, coś, czego Cymmerianin nie cierpiał. Demetrio
uśmiechał się, ale jednocześnie jakby wbijał nóż w serce.
 Może po prostu wyobraziłem sobie, żeś nazwał go starożytnym  wybrnął gładko
młodzieniec.  Jeżeli nie jest stary, nie interesuje mnie. Ale jeśli tak, mógłbym go kupić 
zmierzył wzrokiem pakunek pod ręką Conana.  Masz go przy sobie?
Conan wsunął rękę w fałdy płaszcza i wyciągnął miecz.
 To ten miecz  zaczął i urwał, gdy Demetrio odskoczył w tył, łapiąc za własną broń.
Cymmerianin wyciągnął ku niemu miecz rękojeścią w przód.  Może chcesz sprawdzić, jak
jest wyważony?
 Nie  wypowiedział to słowo drżącym szeptem.  Wystarczy mi to, co widzę. Chcę go
kupić.
Usta Demetria zbladły i ściągnęły się. Conanowi przemknęła myśl, że szczupły mężczyzna
boi się tego miecza, ale odegnał ją od siebie jako głupią. Rzucił miecz na pobliski stół. Miał
wrażenie, że jego ręka jest brudna. I to także było głupie.
Demetrio przełknął ślinę i odetchnął z ulgą, widząc ostrze leżące bezpiecznie.
 Ten miecz&  powiedział, nie patrząc na Cymmerianina.  Czy posiada jakieś&
właściwości? Jakąś magię?
Conan potrząsnął głową.
 Nic o tym nie wiem. Ile dasz?
 Trzy złote marki  rzucił szybko Demetrio. Wielki Cymmerianin zamrugał z
niedowierzaniem. Do tej pory rozważał cenę raczej w sztukach srebra, lecz skoro miecz
przedstawiał dla tego młodzieńca tak wielką wartość, należało się potargować.
 Za tak starożytne ostrze wielu kolekcjonerów zapłaciłoby dwadzieścia.
Szczupły mężczyzna spojrzał na niego badawczo.
 Nie mam tyle przy sobie  mruknął.
Zdumiony Conan zastanowił się, czy może przypadkiem ten miecz nie należał do jakiegoś
dawno zmarłego króla. Demetrio nawet nie udawał, że zamierza się targować. Jego
doświadczone oko złodzieja oszacowało wysadzaną ametystami bransoletę na nadgarstku
Demetria na jakieś pięćdziesiąt złotych marek, a zapinkę z rubinem w tunice na dwakroć tyle.
Tego człowieka z łatwością dałoby się naciągnąć na dwadzieścia marek.
 Zaczekam  zaczął Conan, ale Demetrio zsunął z ręki bransoletę i podał mu.
 Wezmiesz to? Nie chciałbym ryzykować, że ktoś go kupi, gdy ja pójdę po pieniądze.
Ręczę, że jest warta więcej niż dwadzieścia marek. Ale dodaj ten płaszcz, żebym nie musiał
chodzić z obnażonym mieczem.
 Płaszcz i miecz są twoje  zgodził się pośpiesznie Cymmerianin. Ogarnęła go radość, gdy
poczuł w dłoni wysadzane ametystami złoto. Jego wolna kompania była teraz w zasięgu ręki!
 Chciałbym zapytać  dodał  dlaczego ta broń jest tak cenna? Czy należała może do
jakiegoś starożytnego króla, czy bohatera?
Demetrio przerwał na chwilę ostrożne pakowanie miecza. Zupełnie jakby było to
niebezpieczne zwierzę, pomyślał Conan.
 Jak cię zwą?  zapytał szlachcic.
 Conan.
 Masz rację, Conanie. To miecz starożytnego króla. Prawdę mówiąc, to miecz Bragorasa.
 Demetrio roześmiał się, jak gdyby powiedział najzabawniejszą rzecz pod słońcem.
Zanosząc się śmiechem zabrał miecz i pośpieszył do wyjścia.
VII
Albanus zatrzymał się przy drzwiach. Niezgrabne zawiniątko pod jego pachą nie pasowało
do obwieszonej gobelinami, zasłanej kobiercami komnaty. Przed wysokim lustrem siedziała
Sularia. Z jej kremowych ramion spływała złocista jedwabna szata. Niewolnica szczotkowała
miodowe jedwabiste włosy swej pani. Sularia dostrzegła Albanusa w zwierciadle i pozwoliła,
by suknia zsunęła się odsłaniając jej bujne piersi.
Mężczyzna o jastrzębiej twarzy strzelił palcami. Niewolnica obejrzała się, skłoniła i
umknęła, błyskając bosymi stopami.
 Przyniosłeś mi prezent?  zaciekawiła się Sularia.  Opakowany dość dziwnie 
obejrzała swą twarz w lustrze i pędzelkiem z miękkiego włosia lekko roztarta róż na
policzkach.
 To nie dla ciebie  zaśmiał się Albanus.  To miecz Meliusa.
Zdjął klucz ze złotego łańcucha na szyi i otworzył stojącą pod ścianą skrzynię. Obracał klucz
najpierw w jedną, potem w drugą stronę w ustalonej kolejności. Wcześniej powiedział
Sularii, że gdyby ktoś niewtajemniczony spróbował otworzyć skrzynię, to przemyślnie
skonstruowana machina trysnęłaby w jego twarz strugą zatrutych żądeł.
Albanus podniósł wieko, odrzucił sponiewierany płaszcz i ostrożnie odłożył miecz na
miejsce, które dla niego przygotował. We wnętrzu skrzyni znajdowały się opakowane w
warstwy jedwabiu i oprawione w skórę dziewic księgi ze starożytnego Archeonu oraz
najważniejsze magiczne przybory ze skrytki czarnoksiężnika. Palce Albanusa spoczęły na
chwilę na pęku zwojów pergaminu. Szkice i obrazy przedstawiające Gariana nie miały
magicznego znaczenia, ale na razie zasługiwały na miejsce w skrzyni. Na honorowym miejscu,
na poduszce leżącej na złotym postumencie, spoczywała kryształowa kula. Miała barwę
najczystszego błękitu, a wewnątrz niej tańczyły srebrne cętki.
Sularia zrzuciła jedwabną szatę i naga stanęła obok Albanusa. Jej język wysunął się
spomiędzy warg, gdy patrzyła na miecz.
 To on zabił tak wielu? Nie jest już niebezpieczny? Czy nie powinieneś go zniszczyć? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • domowewypieki.keep.pl