[ Pobierz całość w formacie PDF ]
lekkim jak koliber. Potem otworzyła worek i opróżniła
go na stół. Rozgarnęła muchy ręką. Tata wlepia wzrok to
w muchy, to we mnie. Zapalniczka w jego dłoni dalej się
pali, przypatruje się owadom, nadal nie rozumiejąc, skąd
się wzięły, jak się tu znalazły. Kaj wygląda, jakby próbo-
wała przewiercić mu się do mózgu poprzez zrenice, ale
nie da rady, bo on nie patrzy jej w oczy.
Te muchy. Zebrała je dla niego za to, że jej nie kocha.
Nie, nie kocha jej. Nigdy nie kochał. Ale to nie jest wina
ani much, ani jej. Powody są chyba zupełnie inne.
- Skąd je wzięłaś, do cholery? - pyta tata i grzebie
w nich zapalniczką.
- Plon lata - odpowiada Kaj.
- Ja pierdolę, tfu. Nie cierpię much - mówi ochrypłym
głosem.
- Szkoda - uśmiechnęła się Kaj, jeszcze raz podtykając
papieros pod płomień, chociaż koniuszek już się żarzy.
Ostrożnie, Kaj. Chcesz go wkurzyć, wyprowadzić
z równowagi, ale w ogóle nie masz pojęcia, co wtedy
będzie.
- Podpal je, co? - proponuje Kaj i kiwa głową na za-
palniczkę, a potem na czarną warstwę much na stole.
Chyba będą się dobrze palić.
- Co ona wyprawia? - pyta ojciec.
Zadaje mi pytania, jak gdyby w głowie Kaj nie było ani
jednej myśli, do której nie miałbym dostępu. Co jest z Kaj,
194
Krystian? Jak ona się czuje? O co jej chodzi? Co ona wy-
prawia? Wzruszyłem ramionami.
- To jest eksperyment - próbuję - ...taki żart.
- %7łart? - zdziwiła się Kaj. - Uważasz, że to jest żart?
Krystian, ciebie to bawi?
- Ja nic nie uważam - odpowiedziałem.
- Właśnie, Krystian, ty niczego nie sądzisz. Niczego
nie chcesz, ty sam jesteś nikim!
Wtedy ojciec się zamachnął. Trzask. Wierzchem dłoni
w same usta. Kaj stoi w miejscu. Nawet się nie zachwiała,
plecy wyprostowane, jakby zasznurowała na sobie gorset,
zanim do nas przyszła. Dotknął jej. On jej dotknął. A za-
tem istniała?
INGRID
(Dziesiąte piętro)
Pewną kobietę z Florydy, słyszałam dzisiaj w nocy w wia-
domościach, zmęczyło życie i wyskoczyła z okna miesz-
kania na dziesiątym piętrze, spadła z trzydziestu pięciu
metrów prosto na samochód zaparkowany na ulicy. Prze
żyła, ma tylko rękę złamaną w paru miejscach, samochód
natomiast został zniszczony i właściciel zaskarżył ją na
czterdzieści tysięcy dolarów za uszkodzenie karoserii.
Ale kobieta odmawia zapłacenia, ponieważ auto było
zle zaparkowane. yle zaparkowane...? Tak, zajmowała
to mieszkanie przez wiele lat i wiedziała, że stawanie
samochodem na ulicy pod jej oknem jest zabronione.
Spodziewała się, że miejsce będzie puste. Liczyła na to,
że skacze po pewną śmierć. I ten samochód pokrzyżo-
wał jej plany.
Tęsknię za domem. Zastanawiam się, jak się miewa
Kaj, czy wszystko będzie jak zwykle po moim powro-
cie. Zaczęłam już liczyć dni do końca. Jensa nie ma. Jest
weg", zniknął, nie odzywa się. Mogę tylko czekać, sie-
dzieć na balkonie i patrzeć w morze, wybierać się na
196
wycieczki, na które planowałam pojechać razem z nim.
I od czasu do czasu dzwonić do Lisette, jak mu obieca-
łam. %7łeby jej się nie znudziło czekanie i nie zmieniła
zamka w drzwiach wejściowych przed jego powrotem.
Czy to moja wina, że Jens stał się taki, jaki jest teraz? %7łe
zawsze musi otaczać się ludzmi, którzy mogą dla niego
kłamać? %7łe nie potrafi być sam, a jednocześnie odpycha
ludzi od siebie?
KAJ
(Wracam)
Wracam. Akurat kiedy wydaje ci się, że już wreszcie bę-
dziesz mógł spać. Patrzysz na mnie wzrokiem, który pa-
miętam z dzieciństwa. Strach? Czy to jest strach? Czy ty
się boisz? Kładę zdjęcie na blacie.
- Kto to jest? - pytam.
Noworodek, główka przekrzywiona, kark jeszcze wiot-
ki, nie trzyma się. Właśnie w momencie, kiedy głowa się
przechyliła, zrobiono to zdjęcie. Nie dotykasz go. Muszę
ci je włożyć do ręki, obracasz je w palcach przy lampce
nocnej, która rzuca niebieski blask na twoją zmęczoną
twarz.
- To ja? - pytam.
Nie mam żadnych zdjęć z tego okresu, wiem przecież.
Ingrid nie chciała. Nie, aż już było za pózno.
- Byłam taka? - pytam.
Wiele, wiele razy oglądałam tę fotografię, myśląc, że
dokładnie tak wyglądałam, kiedy wziąłeś mnie na ręce,
i że wtedy musiałeś poczuć miłość. Całą sobą mówię:
kochaj mnie, zaopiekuj się mną. Podbródek spoczywa
niepewnie na czyimś ramieniu, wzrok zwrócony prosto
198
w obiektyw. Jak gdybym już rozumiała... że jeśli chcesz
dać sobie radę na tym świecie, musisz ślicznie wyglą-
dać.
- Ludzie rozpoznają własne dzieci - mówię - nawet
wbrew swojej woli.
Opierasz się na rękach i wstajesz z łóżka, od pasa
w górę nic na sobie nie masz, chociaż w przyczepie jest
zimno. Siedziałeś tu chyba i jakiś czas piłeś z Krystianem,
wyczułam ten zapach, kiedy przyszedł na górę i poło-
żył się u mnie w łóżku. A potem nawet nie zauważył, kie-
dy się wymknęłam, spał jak kamień z twarzą w poduszce.
- Skąd to, kurwa, masz? - pytasz szeptem.
Trzymasz zdjęcie w tej samej ręce, którą mnie ude-
rzyłeś. Tej samej, którą kiedyś dotknąłeś tej z fotografii,
jej ramienia.
gdybyś tu była, dokładnie na tę chatę zwróciłabyś uwa-
gę. To jest dom, o którym zawsze marzyłaś, o takim mi
trułaś. Będziemy mieszkać na drugim piętrze w miesz-
kaniu z tarasem. Dzisiaj wpłaciłem zaliczkę, czynsz za
trzy miesiące z góry. Duże pokoje, może trochę zniszczo-
ne, ale z nowymi wykładzinami i osobnymi sypialnia-
mi z różową tapetą dla Anny i Niny. I balkonem, który
zawsze chciałaś mieć, dla ciebie. Tęsknię za wami, sły-
szysz? Na parterze jest wynajem sprzętu do nurkowania,
201
który możemy przejąć. Good business, powiedzieli. Bo
prawie bez wysiłku. Będziemy musieli sobie nawzajem
pomagać, ja załatwię sprawy praktyczne, ty zajmiesz się
gadaniem, tobie to dobrze wychodzi. Kiedy wrócę do
domu, poprosisz mnie na kolację, a kiedy dziewczynki
zasną i skończymy się kochać, już nie wytrzymam dłu-
żej i wyszepczę ci tę wiadomość do ucha... z początku bę-
dziesz myślała, że cię nabieram, to twoje spojrzenie pod
kołdrą, kiedy proszę cię, żebyś zabrała się do pakowania
rzeczy. Będę zmuszony pokazać ci polaroidy, żebyś uwie-
rzyła. Dlaczego ty mi nigdy nie wierzysz, Lisette? Trochę
zaufania, nie uważasz, że na nie zasłużyłem? Ale kiedy
zobaczysz te zdjęcia, ze zdziwienia odbierze ci w każdym
razie mowę, nawet ty nie będziesz mogła udawać, że cię
to nie rusza. Zdjęcia domu ze wszystkich stron i widok
z każdego okna. Dłuży mi się, chcę zobaczyć twoją minę,
kiedy poproszę cię, żebyś pożegnała się ze swoim daw-
nym życiem. %7ładnych więcej smętnych dni w biurze cel-
nym, koniec z kłótniami w tym ciasnym mieszkaniu, już
ani jednej szarej i mroznej zimy. Wiem, że ci się spodo-
ba. Cały pieprzony pomysł, kochanie.
LISETTE
(Zasada odrzutu)
Zwiatło razi w oczy, zanim zrenice się nie zwężą. Przykła-
da dłoń do czoła i patrzy na mnie, stoi tam taki wysoki,
uśmiechnięty, opalony. Dwa dni przed czasem. Jack jesz-
cze nie zdążył odjechać, a Kaj posprzątać. Krystian leży
obok mnie na kocu, śpi z moją koszulką na twarzy dla
osłony przed słońcem. Oczy Jensa migoczą pod świat-
ło. O trzytygodniowej torturze milczenia... ani słowa.
- Gdzie dziewczynki? - pyta tylko, a ja kiwnięciem
wskazuję, że w domu.
Pochylił się i pocałował mnie w czoło przy linii wło-
sów.
- Tęskniłem za tobą - mówi z jakimś obcym uśmie-
chem na ustach i wchodzi do środka.
Ingrid targa swój ciężki bagaż, szczupła, w nowym
makijażu, ale nie jest aż tak opalona. Biała bluzka po-
marszczyła się na biuście i pod pachami po całej nocy
w samolocie.
- Gdzie jest Kaj? - rzuciła, jak tylko nas zobaczyła.
Krystian pospiesznie wstaje w ostrym popołudniowym
słońcu, kompletnie zmieszany naciąga na siebie moją
203
koszulkę. Odbiera od niej walizki i wskazuje głową na
[ Pobierz całość w formacie PDF ]