[ Pobierz całość w formacie PDF ]

na dwa dni.
Nikt jej przez ten czas nie niepokoił. Nawet wtedy, gdy przyszli pobrać materiał
genetyczny od jej syna. Maksym tym się zajął. I wszystkim innym. Dopilnował
i pozałatwiał formalności, poustalał terminy.
Po wszystkim usiadł pod kasztanem i patrząc stamtąd na dom, zobaczył wejście
tonące w kwiatach. Andrzej, niezdarnie trzymając w ręce herbacianą różę, minął go,
zbliżył się do schodów, na których stała Kamila, i równie niezdarnie podał jej kwiat.
Po to, aby się w nim zakochała. Maksym odwrócił się, ukrył twarz w dłoniach
i zapłakał. Nadia siedziała obok. Nie wiedziała, co powiedzieć, więc nic nie
powiedziała.
Odkąd spojrzała śmierci w oczy, ucichła. Spędziła w szpitalu jedynie dwie doby,
cały ten czas przekonując wszystkich, że tylko nałykała się wody, nic więcej. Po
powrocie do domu jednak przez wiele dni nie mogła się w nim odnalezć. Nie mogła
spać we własnym łóżku, więc spała na leżance w kuchni. Nie mogła jeść przy stole,
jadła więc na schodach przed domem, trzymając talerz na kolanach. Przez wiele dni
siedziała pod kasztanem i powoli przesuwała wzrokiem po świecie dookoła siebie,
nie wierząc, że wszystko, co na nim się dzieje, wciąż jeszcze jej dotyczy. Nic nie
mówiła i nie słuchała tego, co mówią inni. Nawet relacja z aresztowania Mundka
Jamroza jej nie obeszła. Cóż, przyszli, wyprowadzili go z wypasionej willi, skuli, nie
reagując na protesty, pogróżki i wyzwiska, a potem skutego wepchnęli
do samochodu. Na to przecież zasłużył.
Siedząc pod kasztanem, Nadia zamykała oczy i odnajdywała w pamięci
zapomniane obrazy. Malowała je pod powiekami pędzlem maczanym w tęsknocie
za wszystkim, co minęło i co mija. Kiedy kolejny obraz był gotowy, uśmiechała się
bezwiednie, ciesząc się, jak wiele z tego, co minęło, daje się zatrzymać. Wystarczy
zamknąć oczy.
Galeria wspomnień nie ma końca. Można przechadzać się i patrzeć na to
lub tamto, jakby dopiero co się wydarzyło, albo przy czymś się zatrzymać.
Najchętniej Nadia zatrzymywała się przy letnich, niedzielnych obiadach. Za stołem
pod kasztanem wraz z nią zasiadali wszyscy. Nawet ci, których już nie ma.
Pogrzeb Andrzeja był tylko ceremonią. Opłakała go już dawno i ani na moment
nie pozbyła się wrażenia, że cały czas znajdował się gdzieś blisko. Potem
zrozumiała, że ta ceremonia niczego nie zmieniła. Idąc z talerzem przez kuchnię
na schody przed domem, zatrzymała się w pewnej chwili i powiedziała:
 On ciągle tu jest.
Dopiero po wielu dniach Kamila zgodziła się, żeby komisarz Wróbel spisał czy
też nagrał zeznania Nadii w sprawie Mundka Jamroza. On nie nalegał, wiedząc, że
ptaszek siedzi w klatce i już się z niej nie wymknie. Usiadł więc pewnego dnia obok
dziewczyny pod kasztanem i włączył dyktafon. Nadia mówiła spokojnie, wyraznie
oddzielając każde słowo, cały czas jednym tonem. Tak jakby opowiadała fragment
obejrzanego filmu albo kilka stron przeczytanej książki. Pozwolił jej po prostu
mówić, prawie wcale nie zadając pytań. Pożałował tylko trochę na koniec, że
przepadło zdjęcie prezentujące gablotkę z kolekcją pięciu starych, pamiątkowych
noży  jedyny konkretny dowód wiążący je z Jamrozem. %7łona ich właściciela
zeznała, że nie było więcej fotografii.
 Ale to nic  pocieszył się zaraz.  Mamy dość obciążających dowodów.
Zeznania byłego policjanta zbiegają się w każdym punkcie z tym, co pani tu przed
chwilą&
Przerwał, bo zadzwoniła jego komórka. Przeprosił, odchodząc z nią parę kroków
dalej. Słuchał przez długi czas, nic nie mówiąc, i tylko zaciśnięte szczęki i napięte
mięśnie jego twarzy świadczyły, że nie jest to coś, co chciałby słyszeć. Potem
chrząknął, schował telefon do kieszeni i popatrzył na całą rodzinę, która zebrała się
przy stole, by skromnie uczcić siedemdziesiąte dziewiąte urodziny babci Heleny.
Komisarz już wcześniej przeprosił, że nieopatrznie wtargnął na rodzinną
uroczystość, a wtedy babcia huknęła na niego, żeby zrobił to, co ma zrobić, i bez
ceregieli usiadł z nimi do stołu.
Teraz, siadając, powiedział, że Edmund Jamroz godzinę temu w towarzystwie
adwokata opuścił areszt, po tym jak Pośredni, przebywający również w areszcie,
odwołał obciążające go zeznanie. W tym układzie sędzia, nie znajdując
na oskarżonego jednego konkretnego dowodu, prócz całej masy poszlak, cofnął
nakaz prokuratora.
 Jak to tak, odwołał?!  zawołała babcia Helena, kładąc ręce na piersiach.
Zwyczajnie. Nic nie widział, nic nie słyszał. Wszystko sobie wymyślił, chcąc
zemścić się na panu Jamrozie, dozgonnym dobroczyńcy, który od trzech dni nie
przynosił mu wódki i tak gwałtowny brak alkoholu w organizmie całkiem pomieszał
mu w głowie i poplątał myśli. Dodatkowo uległ sugestiom Nadii Borowiec,
utrzymującej, że wymieniony Jamroz zepchnął ją. On sam nic takiego nie widział.
Widział natomiast, jak wymieniona Nadia Borowiec stoi na końcu pomostu i sama
skacze do wody. Wszystko sobie wymyślił, a jeszcze jak ten komisarz z Warszawy
zaczął na niego krzyczeć, to już całkiem zgłupiał, podając fakty, które nigdy się nie
zdarzyły. Co do trafnego wskazania miejsca, gdzie znaleziono zwłoki Andrzeja
Bromskiego, to tak sobie strzelił. Ludzie różne rzeczy gadali, może coś od kogoś [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • domowewypieki.keep.pl