[ Pobierz całość w formacie PDF ]
naostrzył końce, ale nim zdążyła nadziać pierwszą parówkę, Mallory zastąpiła jej
drogę.
- My się zajmiemy dziećmi - oznajmiła - a ty odbierz telefon.
Wręczyła przyjaciółce małą czarną słuchawkę, zabrała zaś drewniane szpikulce.
Odsunąwszy się parę kroków od ogniska i podnieconych głosów czterech
głodnych dziewczynek oraz dwóch równie głodnych nastolatków, Claire wcisnęła
przycisk.
- Halo?
- Claire? Już się zaczynałem martwić... Jak wam minęła podróż?
Głos Kirka brzmiał cicho, niepewnie. Usiłowała sobie wyobrazić twarz męża,
jego oczy, usta. Zastanawiała się, skąd dzwoni. Z domu? Z biura? Czy jest sam? Czy z
Janice?
- Podróż? Dobrze - odparła. - Zatrzymałyśmy się po drodze na koktajl mleczny.
Powiedziawszy to, natychmiast ugryzła się w język. Takie nieistotne
szczegóły... Ale po chwili naszła ją ochota, aby opowiedzieć Kirkowi wszystko, co
robiły, odkąd wyjechały z domu, każdą najdrobniejszą rzecz. . - To miło - powiedział.
- %7łałuję, że...
Z całej siły ściskała słuchawkę, czekając, żeby dokończył zdanie. Nie
dokończył.
- Chciałbym przyjechać na weekend. Zobaczyć się z dziewczynkami.
Odeszła jeszcze dalej od ogniska i zgromadzonych wokół niego ludzi, aby
przypadkiem nikt nie podsłuchał rozmowy.
- Nie jestem pewna, czy to dobry pomysł - rzekła.
- Dlaczego?
Jak miała mu to wytłumaczyć? Tu nad jeziorem, w domu, do którego
przyjeżdżała w dzieciństwie, czuła się bezpieczna. Mogła udawać sama przed sobą, że
- 56 -
S
R
wszystko jest po staremu. Jeżeli Kirk przyjedzie, wszystko zniszczy. Zburzy jej
równowagę psychiczną, zakłóci spokój...
- Chcę się zobaczyć z córkami. Ledwo wyjechałyście, a już za nimi tęsknię.
A za mną? - miała ochotę zapytać. Przycisnęła rękę do piersi i zamknęła oczy.
Nie będzie płakała. Nie teraz, nie kiedy rozmawia z Kirkiem. Musi być silna. Musi
myśleć o dziewczynkach. Pod tym względem Kirk ma rację: one są najważniejsze.
- Dobrze, przyjedz - odparła. - Co mam dziewczynkom powiedzieć? %7łe kiedy
się mogą ciebie spodziewać?
- Może w sobotę rano?
Dawniej, gdy zostawał w mieście i wpadał do nich tylko na weekendy, zwykle
zjawiał się w piątek wieczorem. Ale może teraz poczynił inne plany na piątkowy
wieczór?
- Doskonale.
- Porozmawiamy wtedy, Claire. Musimy coś zdecydować, podjąć jakieś
decyzje.
Nie chciała podejmować żadnych decyzji. Po prostu chciała mieć męża, który
by ją kochał. Człowieka, który byłby stale obecny w życiu ich trzech córek i dziecka,
które nosiła w swoim łonie, a o którego istnieniu jeszcze nie wiedział.
Nie doczekawszy się reakcji ze strony żony, Kirk zakończył rozmowę.
- A zatem do soboty, Claire. Ucałuj ode mnie dziewczynki.
Wyłączyła telefon i przez chwilę stała bez ruchu, usiłując wziąć się w garść.
Widziała spojrzenie, jakie Andie jej posłała, kiedy zadzwonił telefon. Nie mogła się
teraz załamać, pozwolić sobie na płacz, mimo że była wśród przyjaciół.
Wciągnęła głęboko powietrze. Tak, musi wrócić do ogniska, nadziać kiełbasę
na patyk i udawać, że wszystko jest w porządku.
Boże, dlaczego ją to spotkało? Czym zawiniła?
- 57 -
S
R
Rozdział 7
Całe następne przedpołudnie Claire z pomocą córek przygotowywała ciasto
truskawkowe na biszkoptowym spodzie. Do rubryki Letnie przysmaki" nie
wystarczyło przecież podać sam przepis, należało go sprawdzić, wypróbować. Po
lunchu pojechały razem do Port Carling, do redakcji, gdzie Claire, zdenerwowana jak
nastolatka na pierwszej randce, zostawiła artykuł.
- Co wy na to, żeby wstąpić do Marg na lody? - spytała dziewczynki.
Miała nadzieję, że lody poprawią humor najstarszej córce, która godzinę temu
dostała ataku histerii.
Ranek zaczął się obiecująco. Andie rozwiązała dwie strony zadań z książki do
matematyki, w dodatku zrobiła to szybko, osiągając znacznie lepsze wyniki, niż
można się było spodziewać po uczennicy mającej słabe stopnie z tego przedmiotu.
Potem z zapałem pomagała w kuchni, mieszając z kremem mrożone truskawki, które
miały się znalezć między dwiema warstwami biszkoptu.
Dopiero pózniej, po lunchu, kiedy postanowiły skosztować po kawałku
gotowego ciasta, Andie wpadła w złość.
- Dlaczego zrobiłaś ulubiony deser tatusia, skoro on nie może go spróbować?! -
zawołała z płaczem, po czym pobiegła do swojego pokoju.
Wyszła, kiedy siostry czekały w aucie, gotowe do drogi.
Claire dała Andie pieniądze na lody, sama zaś zajęła miejsce przy stoliku pod
oknem. Zdawała sobie sprawę, że problem nie tkwi w cieście truskawkowym, za
którym Kirk faktycznie przepadał. Raczej w nudzie. Andie stanowczo za dużo czasu
spędza sama, czytając, rozmyślając. Gdyby miała koleżankę, gdyby gdzieś w pobliżu
mieszkała jakaś dziewczynka w jej wieku...
- Kłopoty?
Podniósłszy wzrok, ujrzała Grady'ego, który z uśmiechem na twarzy usiadł
obok.
- Cześć, Grady. - Odwzajemniła jego uśmiech. - Owszem, kłopoty z
niegrzecznymi bachorami.
- 58 -
S
R
- Z którym konkretnie?
- Z Andie. - Opowiedziała mu o coraz gorszych wynikach w nauce najstarszej
córki. - Problemy zaczęły się wkrótce po tym, kiedy pokłóciła się ze swoją
przyjaciółką. Dawniej Erin i Andie były nierozłączne, a potem...
- O co im poszło?
- Nie jestem pewna. Andie twierdzi, że o nic, że wcale się nie pokłóciły, że
jedynie zaczęły się nudzić w swoim towarzystwie, ale nie wiem, czy mówi prawdę.
- To się zdarza, czasem przyjaznie się wypalają.
- Wiem. Ale ma przecież inne koleżanki. Niektóre zna jeszcze z przedszkola. I z
nimi też się od dłuższego czasu nie kontaktuje.
- Hm, może coś ją dręczy.
- Też tak sądzę, ale ona nie chce ze mną na ten temat rozmawiać. Jej
wychowawczym mówi, że ani na boisku, ani w klasie nie zauważyła nic, co mogłoby
mieć wpływ na zachowanie Andie. Nikt się z niej nie wyśmiewa, nikt jej palcem nie
wytyka, nie szturcha, nie popycha... Nie rozumiem.
- Taylor też przechodził taki okres, kiedy chciał, żeby go zostawiono w
spokoju. Ludzie go drażnili. Nigdy nie był tak towarzyski jak jego brat.
- Nie wadziłoby mi, gdyby Andie po prostu chciała być sama. I gdyby, będąc
sama, była szczęśliwa...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]