[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Ostatnimi dniami widział w nich tylko smutek.
- Nie. Otwórz teraz. - Wyjął z kieszeni niewielki pakunek w ozdobnym papie-
S
R
rze i jej go wręczył. - Trudno znalezć prezent dla ciebie - dodał.
- Przecież nie musisz dawać mi prezentu - rzekła, lecz widział, z jaką radością
rozrywa papier. Potem uniosła wieczko etui i wykrzyknęła: - Och! Jakie cudne!
Zack uśmiechnął się, lecz dla pewności zapytał:
- Podoba ci się?
- Jeszcze jak!
Jaye wyjęła srebrny łańcuszek i obejrzała wykonany z ametystów wisiorek w
kształcie winnego grona, takiego, jakie widniało na nalepce win Medallionu.
- Wiem, że nie nosisz biżuterii, ale pomyślałem, że dla tego zrobisz wyjątek.
Zamówiłem go specjalnie dla ciebie u jubilera, którego poleciła mi mama. Wiem,
jak kochasz winnicę. W ten sposób będzie zawsze blisko twojego serca.
- Przepiękny - szepnęła Jaye.
Zack widział radość w jej oczach.
- Jaye...
- Przepraszam. - Mrugnęła powiekami, by odpędzić łzy. - Nigdy nie dostałam
czegoś tak pięknego.
- Mogę? - Wziął od niej łańcuszek, a ona podniosła włosy, żeby mógł założyć
go jej na szyję i zapiąć. - Wygląda super. Do schrupania.
Jaye nachyliła się, by pocałować Zacka, a potem powiedziała:
- Winnica nie jest jedyną rzeczą bliską mojemu sercu.
- Tak? - Poczuł, że puls mu przyspieszył. - A co jeszcze?
- Nie potrafię pięknie mówić - mruknęła i spuściła głowę. - Wielu rzeczy nie
potrafię, jeśli chodzi o wyrażanie uczuć.
- Radzisz sobie całkiem niezle.
Potrząsnęła głową.
- Włożyłam ci coś do walizki.
- Prezent?
- W pewnym sensie. Raczej wyjaśnienie.
S
R
- Nie bardzo rozumiem...
- Zrozumiesz. A jeśli ci się nie spodoba, możesz go zwrócić i... - machnęła
ręką - nie będę miała do ciebie pretensji.
Zack wciąż nie rozumiał.
- Jaye...
Ona jednak już otworzyła drzwi i wysiadła.
- Chodz, bo się spóznisz na samolot.
ROZDZIAA DZIESITY
Zack zatrzymał samochód, wysiadł i wciągnął w płuca balsamiczne powietrze
przesycone znajomymi zapachami.
Matka wybiegła mu na spotkanie. Wypuścił z ręki torbę podróżną, rozpostarł
ramiona i chwycił Judith w objęcia. Bardzo się za nią stęsknił.
- Cieszę się, że cię widzę, synku - rzekła Judith, ocierając łzę.
- Ja też się cieszę, mamo - odparł Zack.
Podniósł torbę i ruszyli w stronę domu. Wtedy zobaczył stojącego na ganku
ojca. Z twarzy Rossa Hollanda trudno było wyczytać, czy się cieszy ze spotkania.
Wyciągnął do Zacka rękę na powitanie i uprzejmym tonem spytał:
- Dobrą miałeś podróż, synu?
Zack uznał to za gest pojednawczy, gałązkę oliwną.
- Na lotniskach panuje istne pandemonium, ale lot przebiegł sprawnie - od-
rzekł i dodał: - Cieszę się, że cię widzę, tato.
- Wejdzmy do środka - zaprosiła Judith. - Porozmawiamy przy kawie.
- Albo winie - dodał Ross i położył Zackowi dłoń na ramieniu. - Na pewno
chcesz skosztować beczkowego chardonnay z zeszłorocznych zbiorów.
- Domyślam się, że jest dobre.
- Nawet bardzo. Miałeś rację z tym węgierskim dębem. No, no. Już drugi gest
S
R
pojednawczy.
- Cieszę się.
Ross pokiwał głową.
- Sądzę, że na konkursie win będzie nie do pobicia.
- Nie mów hop - ostrzegł Zack i wyszczerzył zęby w uśmiechu. - Ja też mam
coś specjalnego do przedstawienia jurorom.
Wieczorem, kiedy siedzieli przy kominku, popijając bardzo dobre sangiovese,
rozmawiając oczywiście o produkcji win, Ross ponownie zaskoczył Zacka, mó-
wiąc:
- Chciałbym, żebyś wrócił.
Zack wyprostował się w fotelu. Czyżby się przesłyszał?
- Do Kalifornii?
Ojciec przytaknął ruchem głowy.
- Do Holland Farms. Tu jest twoje miejsce, synu. - Zackowi serce zabiło
mocniej, lecz radość zgasła, kiedy ojciec ciągnął: - Zastanawialiśmy się z Phillipem
nad twoim planem otwarcia oberży.
- A więc to pomysł Phillipa, żeby mnie tutaj ściągnąć z powrotem, tak?
Chociaż kuzyna nie było z nimi, Zack czuł jego obecność w salonie. Ogarnęła
go złość. Nic się nie zmieniło. On wciąż jest tu intruzem, lecz z jakiegoś powodu
nie dotknęło go to tak bardzo jak dawniej.
- Nie, nie Phillipa, ale mój - odparł Ross. - Widzę, że nie bardzo mi wierzysz.
- To nie jest kwestia wiary. Powiedzmy, że dawniejsze doświadczenie na-
uczyło mnie wątpić, czy moje propozycje będą poważnie potraktowane.
- Wiem, że dawniej tak się zdarzało. - Ross wbił wzrok w kieliszek. - Przykro
mi z tego powodu. Nie lubię zmian, a ty zawsze chciałeś wywracać wszystko do
góry nogami. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • domowewypieki.keep.pl