[ Pobierz całość w formacie PDF ]

mochód zakręcił w miejscu z wyciem opon, ruszył ich śladem. Zgarbił się mocniej na
siodełku. Jakimś cudem prześliznął się między nadjeżdżającą ciężarówką, a wyprzedza-
jącym ją samochodem, nie zmniejszając prędkości. Zerknął w lusterko i zobaczył błysk
świateł. Ale nic go to nie obchodziło, gdzieś w głowie słyszał, jak wzywa go miejsce,
gdzie zrodziło się w nim pragnienie zadawania śmierci. Nie było sposobu oparcia się
temu rozkazowi.
77
Kierowca wyprzedzającego samochodu zbyt pózno zauważył, że ciężarówka zjeż-
dża na bok, a policyjny samochód pędzi od pobocza ku środkowi szosy. Zahamował,
stary escort wpadł w poślizg. Okręcił się dookoła własnej osi, uderzył w tył ciężarówki.
Odbił się. Kierowca zobaczył cztery zbliżające się motocykle, wiedział, że nie zdoła
zjechać im z drogi. Zawył w przerażeniu.
Escort stanął w poprzek drogi, motory uderzyły w niego. Jeden wbił się w sam
środek samochodu. Gun-toter natychmiast stracił głowę, uderzając w poszarpany meta-
lowy dach. Cherokee i Tobacco Joe wylecieli w powietrze, rozpaczliwie młócąc rękoma
i nogami, runęli na ziemię z głuchym uderzeniem wprost pod koła nadjeżdżającego cię-
żarowego wozu, który rozwlókł ich krwawe resztki po autostradzie.
Whisky Mac podzielił ich los. Jechał śladem swych kompanów, jego twarz przypo-
minała maskę bez wyrazu. Zapomniał o wszystkich wydarzeniach wieczoru, wiedział
jedynie, że musi dogonić Skinnera. Zderzył się czołowo z policyjnym samochodem.
Potworne uderzenie wbiło maszynę w maskę wozu. Krwawa miazga zasłoniła kierowcy
widok. Samochód przekoziołkował kilka razy, po czym nagle eksplodował. Na prze-
strzeni kilkuset jardów droga zasłana była kawałkami poszarpanego metalu i krwawy-
78
mi, nierozpoznawalnymi ludzkimi resztkami. Kilka minut pózniej trzask dogasających
płomieni i krzyki rannych zagłuszone zostały przez jękliwy sygnał zbliżającego się am-
bulansu i policyjne syreny.
Mule Skinner nadal pędził, strzałka szybkościomierza drgała na 105 milach na go-
dzinę, zasłonięte goglami oczy utkwił w drodze. Wyprzedzał, zajeżdżał drogę, zno-
wu wyprzedzał, odrętwiały, niepomny na nic, oprócz wezwania, któremu nie mógł się
oprzeć, nieświadomy, że inni nie podążają już jego śladem. Ale nawet ta wiedza, nie
wywołałaby śladu emocji na jego twarzy.
Wjechał na autostradę, nie słysząc nawet wściekłego trąbienia klaksonów, nie wi-
dząc błyskających świateł. Pędził, posłuszny swemu instynktowi, nie zwracając uwagi
na żadne punkty orientacyjne. Wiedział, gdzie jedzie.
Nie zwalniając wjechał na teren żwirowni. Wzniecił kłęby kurzu, koła zapadły się
w miękką powierzchnię Lady Walk, ale utrzymywał równowagę. Szybkość zmalała do
60 mil i grymas zniecierpliwienia wykrzywił jego zaciśnięte usta.
Dostrzegł wielkie wzgórze. Wcześniej, w ciągu dnia, stchórzył w ostatniej chwili
i ominął je, ale teraz nawet się nie zawahał. Silnik zawył, maszyna ześliznęła się, ale
79
kierowca opanował ją. Niewiele już widział, ale nie było mu to potrzebne. Ruszył prosto
w dół. Motocykl ugrzązł w piasku, zatrzymał się. Mule Skinner kopnął starter. Silnik
zapalił, krztusił się i rzęził, dopóki motor nie wjechał na twardszy grunt. Wtedy mo-
tocyklista zawahał się, obserwując taflę czarnej wody u stóp zbocza. Była większa niż
przedtem, piękniejsza i przyzywająca.
Zacisnął ręce na kierownicy, zagryzł usta, jakby szykował się do ostatniego ataku
na pozornie niemożliwą do zdobycia przeszkodę. Przednie koło uderzyło w wystają-
cą skałę, maszyna i kierowca wylecieli w powietrze. Mule wydał dziki krzyk radości.
Wydawało się, że motor zawisł, na chwilę, w górze.
Potem uderzył w wodę. Jej zimno odświeżyło jego spocone ciało. Puścił motor 
nie był mu już do niczego potrzebny. Spadał w dół. Otoczyła go ciemność, potem poczuł
wyciągające się po niego palce, ręce ściskające go na powitanie. Wszystko, co zrobił,
nie było na próżno i nie miał się czego bać, bo był im posłuszny i wrócił tu, kiedy
wykonał swe zadanie.
Teraz nie był sam.
80
* * *
 Jak twoja ręka?  spytała Pamela.
 Tak samo jak twarz Carla.  Chris Latimer skinął głową ku Carlowi Wickersowi,
siedzącemu w fotelu. Kawałek plastra zalepiał mu cały policzek.
Na szczęście żadna z dziewcząt nie została ranna. Nigdy nie zapomną tej ostatniej
nocy, faceta wyszarpującego strzałkę z oka, które wypłynęło, jak rozpłatany małż. Tych
przerażonych, zalanych krwią twarzy. Kogoś z rozerwaną arterią i szkarłatnej fontanny
spryskującej sufit. Wszyscy wrzeszczeli histerycznie.
 Nie sądzę, żeby Ssący Dół miał związek z tymi wydarzeniami.  Na twarzy Car-
la malowało się oszołomienie.  Znam tych, chłopaków. Pochodzą z domów po dru-
giej stronie osady. Są nieznośni, ale to nie chuligani. Setki takich znajdziesz w każdym
z okolicznych miast. Interesują się tylko swymi motocyklami i CB radio. Jeśli mogli
jezdzić do żwirowni w niedzielne popołudnia i szaleć po tych piaskach, byli szczęśliwi,
jak świnie taplające się w błocie. Dotychczas najgorszymi ich występkami były nocne
wyprawy do Tamworth lub Lichfield i jeżdżenie po ulicach. To wyrabiało im opinię
81
rozrabiaków, ale nigdy nie wpadli w prawdziwe kłopoty. Teraz zdemolowali klub, po-
ranili ludzi, spowodowali kraksę na drodze, nim sami zginęli. Zabili kierowcę i dwóch [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • domowewypieki.keep.pl