[ Pobierz całość w formacie PDF ]
że potrafię pokonać w sobie nawet najstraszniejsze demony.
- Może wolisz wypić kawę na dole? - spytał niespodzie-
wanie Gid. - Sądziłem, że zastanę cię jeszcze w łóżku.
-Postanowiłam wziąć szybki prysznic - odparłam. Ogarnął
mnie taki strach, że najchętniej bym stamtąd uciekła. Całe
moje życie i szczęście leżało teraz w rękach jednego
mężczyzny. Jak zareaguje na mój sekret i czy potem, gdy
już o wszystkim się dowie, nadal będzie potrafił mnie
kochać?
- Zadzwoniłeńi do Emily i zapytałem, czy dziewczynki
mogą zostać u niej trochę dłużej. Nie miała nic przeciwko
temu. - Objął mnie w talii i przyciągnął do siebie. - Jeśli
tylko chcesz, pójdę z tobą do Debs. Przedtem możemy
SK
pojechać do Newport, zjeść lunch i kupić jakiś prezent dla
malucha, no i kwiaty dla Debbie. Co o tym sądzisz?
Brzmiało cudownie, ale... Położyłam dłonie na jego
nagim, muskularnym torsie. Najchętniej zapytałabym go, co
do mnie czuje i jak sobie to wszystko wyobraża, ale nie
miałam odwagi. Coś zmusiło mnie do milczenia. Richard
zawsze miał mi za złe, że za dużo planuję i staram się
wszystko kontrolować, dlatego teraz postanowiłam za-
akceptować bieg zdarzeń.
- Myślisz, że w Newport jest coś w niedzielę otwarte?
- Jeśli mam być całkiem szczery, nie jestem pewien.
Najlepiej będzie, jak pojedziemy i zobaczymy.
Czy to nie cudowne? Miałam spędzić ten dzień z Gi-
deonem. Im dłużej z nim przebywałam, tym większą da-
rzyłam go miłością i bardziej mu ufałam. Wspięłam się na
palce i pocałowałam go.
- Podoba mi się ten pomysł z lunchem. - Powiem mu, gdy
nadarzy się odpowiednia okazja, postanowiłam. Nie będę
tego robić teraz za wszelką cenę, po to tylko, żeby mieć to
już za sobą. Zwłaszcza że nie jest to błaha informacja, którą
można rzucić ot tak, między czynnościami dnia
codziennego. Byłam pewna, że podczas lunchu, zanim
pojedziemy do Debs, powiem mu o wszystkim, mimo
ryzyka, na jakie się narażałam.
Godzina druga nadeszła szybciej, niż się spodziewałam.
Mocno strapiona patrzyłam, jak Gid parkuje samochód
przed szpitalem. Nie powiedziałam mu, bo nie było kiedy.
Odpowiedni moment nie nastąpił, a teraz było już za pózno.
%7łołądek kurczył mi się ze strachu przed tym, czemu za
chwilę miałam stawić czoło. A jednak gdzieś w głębi duszy
odczuwałam też smak zwycięstwa nad własną niemocą.
Sam fakt, że tu przyszłam, napawał mnie otuchą i dodawał
mi sił. Pokonałam w sobie, jak by nie było, swój największy
lęk i byłam z siebie dumna.
SK
W szpitalu, mimo całej nowoczesności, unosił się ten sam
charakterystyczny zapach, który pamiętałam jeszcze sprzed
lat. Starałam się trzymać. Szłam sprężystym krokiem przez
niekończące się korytarze, wystukując obcasami wszystkie
moje obawy. W tej trudnej sytuacji wspaniale było mieć
obok siebie Gida. Czułam się przy nim
o niebo bardziej bezpieczna.
Pielęgniarka pokazała nam drzwi pokoju, w którym
leżała Debs. Mimo wewnętrznego oporu weszłam do
środka. Było już za pózno na wahania, nie miałam wyboru.
- Kate! - zawołała uradowana Debs. - Przyszłaś! Tak się
cieszę! - dodała z uśmiechem.
- Oczywiście, obiecałam przecież. - Ucałowałam ją
i usiadłam w nogach łóżka. - Przynieśliśmy ci coś z Gide-
onem. To dla twojego maleństwa - powiedziałam, wręczając
jej różowego misia. - Przykro mi, ale wszystkie sklepy były
zamknięte, oprócz jednego jedynego kiosku, więc na razie
niczego innego nie udało nam się kupić.
- Zliczny - uśmiechnęła się Debs i przytuliła małego
misia z różową kokardą.
Trochę się zmartwiłam, bo mimo że Debs starała się
nadrabiać miną, była bardzo blada i wyczerpana poro-
dem. Co chwila zerkała niespokojnie w stronę malutkie-
go przezroczystego łóżeczka. Nie odważyłam się do nie-
go podejść. Za to Gid nie miał z tym problemu. Cmoknął
Debs w policzek i wręczył jej kwiaty.
- Moje gratulacje! I co, nie warto ci było czekać? - za-
pytał z uśmiechem.
- Od razu rozgryzłam to maleństwo - powiedziała za-
dowolona Debbie. - Zdecydowane od samego początku. Ma
charakter!
Zabolała mnie duma, z jaką Debs wypowiedziała te
słowa. Nigdy nie poznam tego uczucia i chyba to było
najstraszniejsze. Niepotrzebnie się oszukiwałam. Nawet
obecność Gida niewiele mogła tu zdziałać. Miałam ochotę
SK
uciec na koniec świata. Wtedy Debs niespodziewanie
zwróciła się do mnie:
[ Pobierz całość w formacie PDF ]