[ Pobierz całość w formacie PDF ]
już byłam całkowicie załamana. Opuściłam mieszkanie i pojechałam na wieś do
rodziców. Tam zaczęło się wszystko od początku. %7ładen sąsiad nie zajrzy do naszego
mieszkania. Nawet bliska rodzina nie przychodzi... Gdy na ulicy spotkałam ciotkę,
uciekła na drugą stronę, żeby ze mną nie rozmawiać. To przysłużyła mi się
koleżanka pracująca na poczcie. Gdy w stanie ciężkim leżałam i wydawało mi się, że
sprawa jest beznadziejna, do domu wysyłałam listy, w których pisałam o swoim
zdrowiu i stanie psychicznym. Koleżanka otwierała listy i o wszystkim opowiadała
innym.
- A może rodzice mówili komuś o tym? - zapytałem.
- Rodzice nie mówili. Ona sama w rozmowie ze mną zdradziła się, . pytając o
takie sprawy, o których nikt nie wiedział, ale ja o nich pisałam w liście.
- Przecież to jest karalne.
- Kto ją tam będzie karał! - odpowiedziała Ewa z rezygnacją. Byłam sama jak
kołek, żadnego towarzystwa, żadnych znajomości. Zaziębiłam się, miałam
temperaturę. Bałam się, że jedyne płuco nawaliło. Przyjechałam do ciotki na
kontrolę. Opowiedziałam o swoich kłopotach. Płuco zdrowe, ale ciotka
zdecydowała, że muszę odpocząć nerwowo i podciągnąć się fizycznie. Położyła mnie
do łóżka i leżę już dwa miesiące.
- Czy od nowego roku szkolnego wracasz do pracy? - zapytałem.
- Nie. Bo zacznie się to samo. Złożyłam wniosek o przyznanie mi renty
inwalidzkiej. Niedużo tego będzie, ale potrafię robić serwety. Zrobię dwie, trzy w
miesiącu, to parę złotych będę miała i jakoś muszę z tego żyć.
- A gdzie wrócisz?
- Nie wiem. Boję się wsi, a w mieście nie mam mieszkania.
- To ty jesteś w gorszych warunkach niż my - odezwał się Genek. W dużym
mieście jest nas dużo i ,jeśli się nawet niektórzy ludzie odsuwają, to jednak znajdują
się i tacy, którzy się nie boją, a w najgorszym przypadku istnieją jeszcze kumple z
rodziny .
- Ja też już od trzech miesięcy na rencie inwalidzkiej - dodał Genek. -
Wystarcza ci renta? - zapytałem.
- Nie wystarcza, ale co mam robić? Z pracy mnie zwolnili, drugiej nie mogę
dostać, więc wystąpiłem o rentę. Dostałem drugą grupę, niewiele tego jest, a przy
gruzlicy trzeba odżywiać i siebie, i rodzinę, żeby nie zachorowali. - Ja mam trzecią
grupę inwalidzką - odezwała się Krysia - i co z tego?
Wolno mi pracować, ale żadna instytucja nie chce przyjąć gruzlika do pracy, a
Władek - pokazała na męża-pracuje dopiero od kilku dni. Obleciał kopę instytucji.
Mechanik potrzebny . Sprawdzają papiery. Dlaczego miał pan przerwę w pracy? -
pytają. - Byłem na zwolnieniu. - A na co pan choruje? - Gruzlica. - Niech pan
przyjdzie jutro . A jutro mówią, że już nie potrzeba, bo przyjęli innego, który
mieszka w pobliżu, więc to będzie wygodniej dla niego i instytucji. I już Władzio
załatwiony. I tak wszędzie kończy Krysia.
- Mój stan zdrowia jest taki - włączył się Władek-że renty inwalidzkiej mi nie
przyznają, a do roboty przyjąć nie chcą. Miałem zamiar iść do milicji, prosić, żeby
mnie zamknęli, bo pójdę kraść, jeśli nie dostanę pracy. W ostatniej instytucji
kłamałem i nie przyznałem się, że jestem chory. Lekarza zakładowego prosiłem, żeby
mnie nie ujawniał i powiedziałem, w jakich jestem warunkach. %7łona chora, w domu
małe dziecko, często nie mamy co jeść i żyjemy z tego, czym koledzy poczęstują.
Lekarz napisał zdolny do pracy , a mnie kazał się kontrolować co sześć tygodni.
- Mówi pani o szykanach - odezwała się znów Krysia, zwracając się do Ewy. -
A czy pani wie, jak mnie zwolniono z pracy? Gdy wykryto u mnie gruzlicę, lekarz
wystawił wniosek sanatoryjny. Pracowałam w takim dziale, że kierownik mój,
porządny człowiek, sam nie dałby sobie rady. Powiedziałam mu o chorobie, w tym
celu, żeby, gdy pójdę do sanatorium, przygotował kogoś na moje zastępstwo.
Powiedziałam o tym w połowie miesiąca, a w końcu miesiąca otrzymałam
wymówienie z pracy z powodu kompresji etatów administracyjnych . Po kilku
dniach otrzymałam skierowanie do sanatorium, lecz wypowiedzenie pracy było już
[ Pobierz całość w formacie PDF ]