[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Lisa. Teraz, kiedy sobie to uświadomiła, uznała, że Monika i
polityka świetnie do siebie pasują.
- Będzie doskonała. Jest ambitna, zdeterminowana i wrażliwa.
- Prezydium uważa, że jest silnym kandydatem. Mówią, że
mogłaby być senatorem stanowym w wieku trzydziestu pięciu
lat. Cieszę się, że wzniosłaś się ponad swoje urazy, Mary Liso.
Mary Lisa przekrzywiła głowę, przybierając nieprzenikniony
wyraz twarzy.
- Jakie urazy?
- Do twojej siostry, od czasu, gdy poślubiła Marka Bridgesa.
Czas, byś przeszła nad tym do porządku dziennego.
Po co ona to mówi? Oczywiście było w tym trochę prawdy.
Pamiętała, jak była gotowa zostawić Los Angeles i nowo
zdobytą rolę Sunday Cavendish w Born to Be Wild",
zapomnieć o karierze aktorskiej dla wątpliwej przyjemności
zostania żoną Marka Bridgesa, powrotu do Goddard Bay i... co?
Dzięki Bogu, ta głupia, beznadziejna Mary Lisa Beverly już nie
istnieje. Sprawia wrażenie kogoś obcego spotkanego w innym
życiu. Mark Bridges był równie przystojny jak Brad Pitt grający
Achillesa, ale miał łagodniejsze rysy. Właściwie był tak gładki
jak kamień na dnie rzeki, i na nieszczęście niewierny jak
francuski sojusznik. Czy ona naprawdę była kiedyś taka głupia?
Tak, ale to było, zanim stała się dużą dziewczynką, nawet jeśli
w głębi duszy zostało jeszcze trochę sentymentu. Uśmiechnęła
się radośnie.
- Tak między nami, mamo, to ślę niekończące się mowy
dziękczynne do niebios za to, że Monika zabrała mi Marka.
Wyobraz sobie, co by było, gdybym za niego wyszła, zanim
zdążyłby mnie zdradzić.
Głos matki zabrzmiał ostro:
- W twoich ustach brzmi to jak coś nieuniknionego, ta jego
zdrada.
- Myślę, że on jest tego typu człowiekiem.
- To tylko takie gadanie, pełne goryczy, Mary Liso. Mark nigdy
nie zdradziłby Moniki. On ją uwielbia. Zresztą nie chodzi o
zdradę. Chodzi o to, że nie wyszłaś za mąż. Nie było żadnych
żalów przy zerwaniu. Poślubił Monikę; nigdy nie spojrzałby na
inną kobietę.
Mary Lisa uśmiechnęła się.
- Gdyby to zrobił, Monika obcięłaby mu jego... sprawiłaby, że
pożałowałby, że się urodził.
Policzki matki pokryły się purpurą.
- Czy w ten sposób wyrażasz się w Los Angeles?
- Cóż, jest to sposób, w jaki mówią wszyscy niemal wszędzie,
chyba że są ze swoimi matkami i pilnują się.
Matka wstała, i wygładziła swoje eleganckie, kremowe lniane
spodnie.
- Obiad jemy o szóstej. Będziesz potrzebowała czasu, by się
rozgościć, Mary Liso. Możesz iść na górę.
Skinęła głową i wyszła z pokoju. Mary Lisa jadła powoli
kolejny kawałek ciasta. Witaj w domu, Mary Liso. Kiedy
wspinała się po schodach, zastanawiała się ponownie, co też ją
tutaj przywiodło. Może to jakieś pierwotne uczucie, że będzie w
domu bezpieczna. Cóż, może jej ciało tak, ale nie dusza.
Rozdział 13
- Co za drań!
Mówiłaś to już, pomyślała Mary Lisa, ale pokiwała energicznie
głową. Zaczęła marzyć, by John Goddard nigdy się nie urodził.
Już pięć minut słuchała gadaniny siostry i nic nie wskazywało,
żeby szybko się to miało skończyć.
- Jest fatalnym kochankiem, egoistą, chrapie jak smok. Nic
tylko praca, praca, praca. Nigdy u niego nie byłam, a kiedy
dzwoniłam do niego do biura, był niegrzeczny albo kazał swojej
sekretarce przekazać ucałowania z jakimś wytłumaczeniem, że
jest w sądzie lub na spotkaniu ze śledczymi albo adwokatem
czy też jakimś okropnym zbrodniarzem. Wciąż nowe
przestępstwa. Nigdy nie ma końca. Słyszałam pana Millsoma -
pamiętasz, tego prawnika - jak mówił, że Johna Goddarda nie
obchodzi dobro ani zło, tylko wygrana, by podnieść swoje
notowania. Pan Millsom mówi, że to wygórowane ambicje i że
zrobi wszystko, włącznie ze skazaniem niewinnych ludzi, aby
tylko iść do przodu.
- Hm.
- Nie mogę wprost uwierzyć, że coś w nim widziałam.
- To okropne. Mama mówi, że był surowy i kontrolował
wszystko i nie lubił twojej niezależności.
- Jasne. To się rozumie samo przez się. Pracuje z niższymi
formami życia cały dzień, więc w sposób naturalny staje się
surowy.
- Masz na myśli innych prawników?
- Ha, ha. Tak, Jego Wysokość spodziewał się po mnie, że będę
na każde zawołanie, myślał, że będę czekać w swoim
mieszkaniu, dopóki nie oznajmi mi, co chce robić.
- Jakie mieszkanie? Myślałam, że mieszkasz tutaj.
- Razem z Jaredem przeprowadziliśmy się. Potem go
wykopałam, ale zatrzymałam lokum. Teraz, kiedy dwa dni temu
zerwałam z Johnem, zdecydowałam, że przez jakiś czas tu
zostanę.
- Opowiedz mi o Jaredzie.
- Jared Hennessey. Nigdy go nie spotkałaś. Namawiał mnie,
bym z nim uciekła, ale okazał się naciągaczem, który chciał
tylko dorwać się do pieniędzy taty. Przejrzałam go, niestety
odrobinę za pózno. W tej chwili już go nie ma i nie bardzo mam
ochotę o nim mówić.
- Wyszłaś za tego faceta? Mam na myśli, że był twoim mężem?
- Tak, przez całe dwa tygodnie, a potem bum! i po wszystkim. I
nikt nie zadał sobie trudu, aby mnie poinformować, pomyślała
Mary Lisa, nawet sama Kelly.
- Pracuje za dużo, Mary Liso. Chciałam pójść do kina,
restauracji, ale nie, on chce pracować lub uciec, mówiąc, że to
go odstresowuje. Myślał tylko o sobie.
- Jared Hennessey?
- Nie, John Goddard.
- Niedobrze, że nie zauważyłaś tych wszystkich złych rzeczy w
Johnie Goddardzie, zanim poszłaś z nim do łóżka.
Ku jej zaskoczeniu, Kelly spojrzała na swoje stopy, po czym
włożyła ręce do kieszeni spodni.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]