[ Pobierz całość w formacie PDF ]

do mnie, sięgając ręką do miecza znajdującego się na jej plecach. Westchnęłam głęboko,
przygotowując się walczyć do końca, ale przed nami w ochronnym geście stanął Rolar.
- Tylko je dotknij,- cicho, ale wyraziście powiedział. Z jakiegoś dziwnego powodu
Lereena, drgnąwszy, wydała rozkaz odwrotu łożniakom, którzy z jawnym niezadowoleniem
podporządkowali się jej. Spełniły się moje najgorsze obawy - albo ktoś podszywa się pod
Władczynię albo zwerbowali ją do swojej szajki, bo inaczej by się jej w ogóle nie posłuchali.
- Rolar, Rolar, - z udanym współczuciem pokiwała głową Władczyni. - Nigdy nie
potrafiłeś być lojalnym poddanym. Wygłosiliśmy ci publiczną mowę i wypędziliśmy poza
granicę Arlissu, ale nauka poszła w las i znowu kwestionujesz moje polecenia.
- Kiedy one są niesprawiedliwe,- stwierdził Rolar, bezczelnie wytrzymując spojrzenie
lodowatych oczu.
- Polecenia Władczyni NIE MOG być niesprawiedliwe,- podniosła głos Lereena. --
Pora to zapamiętać.
- Prawdziwej Władczyni - możliwe - odparował Rolar. - Znasz mnie, Lereeno: jeśli z
głów tych dziewczyn spadnie choć jeden włos - gorzko tego pożałujesz, obiecuję.
- Grozisz mi?! - ze zdziwieniem w oczach zapytała Lereena, oglądając się po bokach
w poszukiwaniu moralnego poparcia. - Wiesz, co ci teraz zrobię?!
- Zabijcie go razem z nimi,- świszczącym szeptem poradził nieprzyjemny typ w todze,
malejąc w moich oczach ostatecznie.
Rolar i Lereena, zszokowani tak oryginalną radę, dziko popatrzyli się na mężczyznę .
- Mnie?!
- Jego ?!
- A to co za ghyr? - zażądał wyjaśnień Rolar. -- Pierwszy raz go widzę, a popatrz tylko
- nie różni się wcale charakterem.
- To mój nowy doradca,- ogłosiła wyzywająco Lereena. - Wysokie miejsca nigdy nie
bywają puste!
- Nie żeby ktoś chciał. Za takie rady uduszę go gołymi rękami!
Winowajca, stojący wcześniej nieco dalej, wylazł z tłumu i zaczął kontynuować swój
pomysł:
- Wasza Wysokość, radzę usunąć tego dokuczliwego zdrajcę. Dzisiaj przyprowadził z
sobą dwie ludzkie kobiety, a jutro rozpowie o naszych planach i sekretach innym
przedstawicielom tej nikczemnej rasy.
- Dokuczliwy zdrajca? - Rolar zachichotał, ale złowrogo zmarszczone brwi nie
zwiastowały doradcy Lereeny niczego dobrego będący w zasięgu wzroku Rolara. -- Zabawne.
Według was porywam ludzi na siłę opowiadam was o naszych sekretach, o których oni, jak
chcą, już dawno wiedzą?
- Ja, między innymi, nie jestem dziewczyną, a Nadworną Dogewską Wiedzmą! -
odważyłam się odezwać. Wyszło jak zwykle piskliwie i nie na miejscu. Prawdę mówiąc nie
liczyłam odniesienie sukcesu swoją mową i zaczęłam mówić mając na uwadze swoją
drużynę. -- A moja przyjaciółka prawie nic nie wie, więc nie róbcie z siebie głupków,
rozejdziemy się w pokoju, a w naszej pamięci pozostaną ciepłe i barwne wspomnienia o tym
dniu.
- Ale walnę go wcześniej,- dodał Rolar. -- Wspomnienia będą wtedy jeszcze
barwniejsze!
Lereena nie pozwoliła uderzyć doradcy, ale i nie zamierzała wrzeszczeć na
bezczelnego wampira.
- Ręczysz za nie? - niespodzianie zapytała Władczyni.
Rolar nie odpowiedział i nawet nie przytaknął, tylko w zdumieniu uniósł brwi -
przecież ty o tym wiesz, po co przerywać tę przedstawienie? Lereena długo, oceniająco
patrzyła na niego, potem parsknęła, wzruszyła ramionami i powiedziała:
- %7łeby waszych dusz za pół godziny w Arlissie nie było! - Po czym odwróciła się i
poszła do Domu Narad.
- No można go choć raz walnąć?
Lereena tylko dosadnie machnęła w ręką. Doradca złośliwie na nią popatrzył,
ściskając zbielałe pięści. Zmieszane wampiry patrzyły na siebie, nie chowając mieczów, ale i
nie atakując.
- Chodzmy zjeść śniadanie,- jak gdyby nigdy nic zaproponował Rolar, obracając się
do nas. -- Tu niedaleko jest wspaniała gospoda, w której podają swoje danie firmowe -
niemowlę zapieczone w cieście. %7łartuję, Orsana, żartuję, karpia. Wolha przestań się krzywić,
musisz nabrać sił - tylko trochę pózniej, kiedy pomówię z Lereeną, bo będziemy mieli dużo
do roboty.
- Ale dała nam tylko pół godziny!
Wampir się tylko skrzywił.
- Nie bójcie się. Lereena ma wiele wad, ale nie będzie za nami biegać z klepsydrą i nie
poślę za nami oddziałów łożniaków. Trudniej będzie uzyskać drugą audiencję i porozmawiać
z nią o łożniakach. Pójdę teraz do niej, porozmawiam, a potem...
- Rolar, bądz przytomny! Trzeba wiać, póki się nie rozmyśliła,- błagała Orsana, łapiąc
wampira za rękaw. -- Jakie, do łysego ghyra, podejrzenia?! Ona jest łożniakiem i nie ma się
co zastanawiać! Doradca też jest z tej bandy - patrzy na nas jak szczur pod miotłą!
- Nie jest łożniakiem,- pokręcił głową Rolar. -- Już własny... Władczyni z nikim nie
pomylę.
- No to jest z nimi w zmowie! - złapałam Rolara za drugi rękaw.
Unieruchomionego między nami, ale wciąż próbującego iść do Lereeny wampira,
trzymałyśmy mocno.
- Otwórz oczy! Czy Władczyni nie zauważyłaby jak jej poddani zmieniają się w
metamorfy? Udajmy, że odjeżdżamy... tylko udajmy - jestem pewna, że za nami pojadą.
Prawdziwa Lereena by nas jeszcze puściła, ale te potwory - nigdy! My wiemy o nich,
zabiliśmy z pół tuzina ich wspólników - to wystarczy nie na trzy, a na trzydzieści wyroków
skazujących.
Ale trzy głosy - mój, Orsany i rozumu nie zrobiły na nim żadnego wrażenia. Rolar
stanowczo strząsnął z siebie nasze ręce i szybko poszedł, a raczej pobiegł za oddalającą się
Lereeną.
- Lereena, rew! Qur lehar2 t!
- Weer lehar2 ten? - niechętnie odezwała się Lereena, zatrzymując się, i w tej samej
sekundzie najbliższy wampir stojący za jej plecami rzucił się na nią, objął ręką za szyję i
przystawił do gardła szeroki myśliwski nóż.
Przez niecierpliwość widzów przedstawienie zaczęło się wcześniej.
- Co to za żarty?! - Władczyni próbowała udawać królewskie oburzenie, ale nie
osiągnęła sukcesu. -- Straż, na pomoc!
Oczywiście nikt się nie poruszył. Na placu zapanowała trumienna cisza.
- Oddaj mi miecz głupolu,- zasyczał doradca, wychodząc zza pozostałych wampirów.-
Też ciebie to dotyczy, najemniczko... i żadnej magii, inaczej ona umrze!
Orsana i Rolar wymienili spojrzenia. Oddać broń wrogowi - to oznacza pozbycie się
ostatniej nadziej. Ja miałam lepszy wybór - magia zawsze była przy mnie... przynajmniej póki
miałam głowę.
Lereena nie wydała żadnego dzwięku, ale w jej stale pogardliwym spojrzeniu
widoczny był strach i błaganie o pomoc. Zawahawszy się, Rolar ostrożnie położył miecz na
ziemi i popchnął go w stronę doradcy. Ten się nachylił i go poniósł, z zadowolonym
uśmieszkiem i orężem w ręce. Teraz oczekująco popatrzył się na Orsanę.
Zmusić najemniczkę nie było takie proste.
- Podejdz to dostaniesz! - zaparła się, wyciągając swój miecz, ale nie dla wroga. -
spróbuj mi go zabrać!
- Orsana! - tragicznie wyszeptał Rolar. -- No proszę... błagam ciebie... przecież oni
zabija Lereenę!
- No i ghyr z nią! Nie podoba mi się i nigdy mi się nie podobała.
Nie wiadomo, ile łożniaków zdążyłaby zabić nasza najemniczka, ale nagle Lereena
pisnęła, ostrze powoli zaczęło wrzynać się w jej szyję, a potem wypadło z bezwładnej ręki i
na ziemię spadła głowa. Miecz opadł, potem znów wzniósł się do góry, kreśląc łuk wokół
właściciela.
Te złociste włosy i ironicznie zwężone oczy rozpoznałabym wśród tysiąca innych.
Len!!! Ale jak?!
Czasu na wyjaśnienia i szczęśliwe uściski nie było. W tym samym momencie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • domowewypieki.keep.pl