[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Zamarłem. Doprawdy, mieliśmy wiele szczęścia. Udało nam się sprawnie
wylądować i błyskawicznie opuścić planetę. Gdybyśmy przybyli tam w czasie wizyty
Patrolu...
Kiedy nasza stacja przestała nadawać, z pewnością ich to zaalarmowało.
Mają pełną listę naszego personelu, toteż z pewnością zauważą, że nie ma mnie na
pobojowisku. W każdym razie znalezli tam dosyć dowodów, że napad rzeczywiście
nastąpił. Jacksowie musieli przewidzieć taki obrót spraw informacje, których im
dostarczono, były przecież bardzo dokładne i wyczerpujące. Tak więc spróbują jak
najprędzej sprzedać zdobycz.
Chyba zauważyłem błąd w jego rozumowaniu.
Jeśli przewiezli łup na Gwiezdne Wrota, to przecież nie muszą się obawiać
pościgu i mogą spokojnie czekać na klienta, który złoży najlepszą ofertę.
93
Sprzedadzą go jak najprędzej, choćby nawet jakiemuś miejscowemu
handlarzowi. Nie sądzę, żeby jakakolwiek piracka załoga potrafiła się zdobyć na
cierpliwość.
Nieoczekiwanie Ryzk włączył się do dyskusji.
Może mają jakiegoś protektora. Na przykład dostojnika, który chciałby
wykorzystać skradzione przedmioty do prywatnych transakcji.
To niewykluczone. W każdym razie musimy tam dotrzeć, zanim kolekcja
zostanie rozprzedana, albo przed czym niech nas Zludda chroni rozbita
i rozdzielona na metal i kamienie. Mówię wam o tym, żebyście sobie zdali sprawę z wagi
naszego zadania. Wśród tych przedmiotów znajdowała się również mapa gwiezdna!
Nawet ja, chociaż miałem właśnie głowę zaprzątniętą ponurymi myślami,
odczułem dreszcz podniecenia. Mapa gwiezdna! Ten, kto zdołałby ją odczytać, miałby
szansę na poznanie prastarych szlaków, a może nawet na dotarcie do granic dawnych
gwiezdnych imperiów. Było to pierwsze odkrycie tego rodzaju. Niestety, ci co ją ukradli,
mogli nie poznać się na jego wartości.
Nie poznać się na jego wartości... ten fragment moich rozważań wracał uparcie,
aż nagle wpadłem na szalony pomysł. Mój ojciec cieszył się w Bractwie zasłużoną
sławą jako znakomity rzeczoznawca, specjalista od znalezisk archeologicznych.
Nigdy nie próbował uzyskać statusu dostojnika. Nie pociągało go życie w ciągłym
strachu i ze świadomością, że za plecami czai się równie ambitny rywal. Po śmierci
swego bezpośredniego przełożonego wykupił się z Bractwa i przeszedł na emeryturę.
Był jednak na tyle znany i cieszył się takim autorytetem, że niekiedy dostojnik
zwierzchnik ojca wypożyczał go na aukcje, jako specjalistę od wyceny
licytowanych przedmiotów. Wiedziano powszechnie, że Hywel miał dużo do czynienia
z pamiątkami po Poprzednikach.
Kto mógł pełnić rolę rzeczoznawcy na Gwiezdnych Wrotach? Na pewno
ktoś kompetentny, godny zaufania i mający powiązania z Bractwem. Gdyby jednak
w złodziejskiej kryjówce pojawił się uznany specjalista, uciekający przed Patrolem,
co w tym zawodzie zdarzało się dosyć często? Ktoś taki nie musiałby nawet specjalnie
zwracać na siebie uwagi wiadomość o jego przybyciu prędzej czy pózniej dotarłaby
do dostojnika, będącego właścicielem skarbu. Ten zaś mógłby się zwrócić do przybysza
z prośbą o dokonanie niezależnej wyceny. Oczywiście wydarzenia nie musiały się
potoczyć tym torem, ale plan ten miał pewne szansę powodzenia. Kłopot polegał na
tym, że człowiek potrzebny do jego realizacji nie żył.
Pogrążony w myślach, zupełnie nie zwracałem uwagi na otoczenie. Tymczasem
Ryzk zaczął coś mówić, ale Eet uciszył go jednym gestem. Cała trójka patrzyła teraz na
mnie. We wzroku tych dwóch, którzy potrafili odczytać moje myśli, malowało się wielkie
zdziwienie. Hywela Jerna nie było już między żywymi i ten fakt musiał położyć kres
wszelkim planom związanym z jego osobą. Wiedząc, że takie spekulacje nie mają sensu,
94
myślałem jednak wciąż o sukcesie, jaki niewątpliwie odniósłby mój ojciec. Załóżmy, że
ceniony rzeczoznawca, pozostający mimo przejścia na emeryturę w dobrych stosunkach
z Bractwem, specjalizujący się w zabytkach z epoki Poprzedników, wylądował na
Gwiezdnych Wrotach. Następnie osiadł tam, nie próbując nawiązać kontaktu z lokalnym
dostojnikiem. Jasne, że kazano by mu zbadać znalezisko, a potem... Nie miałem pojęcia,
co byłoby potem. Nie wymyśliłem jeszcze żadnego sposobu na odzyskanie skarbu.
Musiałbym najpierw zorientować się, jak wyglądają Gwiezdne Wrota.
Jednak jakiś sposób musiał istnieć! Uczepiłem się swojego bezsensownego
pomysłu. Hywel Jern nie żył od trzech planetarnych lat. Wieść o jego śmierci, za którą
niewątpliwie stało Bractwo, rozeszła się szeroko. Nie mogło być inaczej, gdyż ojciec był
znaną postacią. Ale on nie żył i nic na to nie mogłem poradzić!
Wiadomość o jego śmierci mogła być fałszywa. Natychmiast uczepiłem się
tej myśli, nie zdając sobie z początku sprawy, że podsunął mi ją Eet.
Nie mogła. Dotyczyła przecież egzekucji wykonanej przez ludzi Bractwa
zaoponowałem, dając wreszcie spokój bezsensownym mrzonkom. Wymyślony
przeze mnie plan nie miał szans powodzenia, chyba że ja sam zastąpiłbym ojca.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]