[ Pobierz całość w formacie PDF ]
odpowiedzi zapewniające jemu i Arturowi Krondalowi spokojną przyszłość oraz, miał
nadzieję, wiele wspólnych wypraw na ryby. Co zrobili ci dwaj nieszczęśni policjanci, by
zasłużyć sobie na śmierć? O czym mogli wiedzieć?
Usiadł przy stole i zanotował kilka punktów.
Gry komputerowe.
Symbole Majów.
Przesłuchanie, zabawa liczbami z ochroniarzem Joachimem Strandem.
Konflikty na tle etnicznym.
Prowokatorzy.
Było wiele śladów, od których można by zacząć, od teraz będzie działał sam, nikt nie dowie
się o jego poczynaniach, nie miał przypadkiem urządzać restauracji? Tak, wszyscy, którym
przyjdzie do głowy śledzenie Skarphedina Olsena, stwierdzą, że pomaga synowi swojej
przyrodniej kuzynki w otwarciu lokalu mieszczącego się w najlepszej zachodniej dzielnicy
Oslo, będzie mógł tam po jakimś czasie także zaprosić Annę; poza tym miał wielbicieli, czy
na pewno? Był w końcu znanym i szanowanym detektywem, przekonało go o tym wczorajsze
spotkanie z adorującym go i nieco bezczelnym pisarzem, może facet nie był wcale taki głupi?
Tylko zaangażowany? Ciekawski? Taki jak on sam? Być może, w każdym razie z pewnością
nie był mordercą.
Zadzwoniła komórka.
* Mówi Arthur. Mam nadzieję, że odpoczywasz i zapomniałeś
już o całej tej smutnej sprawie. W poniedziałek znajdę ci coś nowego. Anna potrzebuje
posiłków. Wszystko u ciebie w porządku? * Skarphedin zorientował się, że szef chce mu o
czymś powiedzieć.
* W porządku. Odpoczywam. * Odetchnął z ulgą. Anna jeszcze nic nie powiedziała. *
Chociaż właściwie dziś w nocy coś mi się przytrafiło, zapomniałem wziąć kluczy z biura i po
nie przyjechałem, napadł mnie tam jakiś włamywacz, narkoman w masce Kaczora Do*nalda,
który sam chyba nie wiedział, co robi, udało mu się jednak mnie powalić; miał pistolet i
próbował upozorować moje samobójstwo, ale na szczęście udało mi się wyrwać. Pech jednak
chciał, że pistolet wpadł do przewodu wentylacyjnego i będzie w nim pewnie tkwił do
momentu zburzenia całej tej budy, nie można go teraz stamtąd wyjąć.
Skarphedin wiedział, że ktoś może podsłuchiwać.
Wyjaśnienia były jednak mało prawdopodobne; narkoman nigdy nie włamałby się do
budynku Centrali, nawet jeśli udałoby mu się ukraść kartę magnetyczną.
Pauza. Usłyszał, jak Arthur kaszle.
* O rany * powiedział * ci narkomani pozwalają sobie na coraz więcej i więcej, sprawdzę,
czy ktoś przypadkiem nie zgubił karty magnetycznej. Może spotkamy się dziś po południu na
Gresvig, żeby dokupić sprzęt? Ktoś poradził mi szczególny typ muchy.
* Zwietnie * odpowiedział Skarphedin. * A więc j ednak w weekend jedziemy na ryby?
* Pewnie, do diabła. Nie mam zamiaru pozwolić, by wymysły tych idiotów z ministerstwa
popsuły mi humor. Ty też na to nie pozwól, Skarphedinie, zrozumiano?
* Zrozumiano, Arthurze.
Rozmowa została zakończona, Arthur powiedział wszystko to, co mógł, Skarphedin
uśmiechnął się zaś do swojego odbicia w lustrze, o czym właściwie wie jego szef? %7łe ktoś
może ich podsłuchiwać? Wszystko na to wskazywało, narkoman! Niczego lepszego nie udało
mu się wymyślić na poczekaniu; może powinien raczej powiedzieć, że napadło go stado
Majów? Obie opcje wydawały się równie prawdopodobne; to gra, wygra ją zaś tylko ten,
kto w pełni opanuje wszystkie połączenia nerwowe w mózgu, ale o co właściwie grają?
Płaszcz był brudny, ale będzie musiał w nim chodzić przez resztę dnia.
Musi spróbować porozmawiać z Jonem Furhelle na osobności.
Jeszcze tego popołudnia.
Gdy wysiadł z taksówki na Frognerveien, zobaczył, że drzwi restauracji są otwarte, uwijali się
w nich robotnicy, którzy wnosili do środka narzędzia i materiały. Straszliwy szyld z nazwą
Restauracja pod Gwiazdą Polarną" został usunięty; lokal zostanie na nowo otwarty,
najprawdopodobniej już w najbliższej przyszłości, ale pod jaką nazwą? Skarphedin rozważał
jedną możliwość, nie odważył się jednak wypowiedzieć swoich myśli na głos. Najważniejsze
było to, że chłopak zachował się rozsądnie, próbując stworzyć lokal, który miałby styl i był na
tyle wyjątkowy, by przyciągnąć do siebie gości. Wszedł do środka.
Fredric stał pochylony nad stołem razem z jakimś innym mężczyzną, może architektem
wnętrz? Studiowali jakieś szkice, Skarphedin spojrzał im przez ramię i skinął głową.
* Zwietnie * stwierdził. * Lokal jest mały, bardzo mały, myślę, że jeśli przyjmiemy
koncepcję, o której rozmawiałem z Fredrikiem, będzie tu dość miejsca na trzy stoły
czteroosobowe i trzy dwuosobowe. Jeśli jednak zadamy szyku, to nam wystarczy. * Poklepał
swojego młodego krewniaka po ramieniu.
* O, cześć. * Chłopak uśmiechnął się radośnie. * Miło, że mogłeś dziś wpaść, zastanawiam
się nad kilkoma rzeczami.
Robotnicy zostali pozostawieni samym sobie; Fredric i Skarphedin znalezli sobie miejsce, w
którym nikomu nie przeszkadzali, przez następną godzinę, z małą przerwą na kawę i świeże
bułeczki, pogrążeni byli w rozmowie na temat zmian mających zajść w lokalu; Fredric
posłusznie akceptował większość koncepcji proponowanych przez Skarphedina, ale zbladł,
gdy detektyw Centrali Policji Kryminalnej przedstawił mu swoją propozycję menu; tych dań
Fredric Drum nie będzie potrafił przyrządzić, jak twierdził, z uwagi na
swoje niedostateczne umiejętności, w każdym razie jeszcze nie teraz, gdyby Skarphedin
zechciał mu jednak trochę pomóc? Skomponować kilka sosów? Nauczyć go niektórych
branżowych sztuczek? Wtedy wszystko byłoby możliwe. Skarphedin skinął głową, nic nie
stoi na przeszkodzie, wreszcie będzie miał kogoś, komu przekaże swoją wiedzę.
* Lipień w sosie szczawiowym z ziemniakami zapiekanymi w miodzie * powiedział.
Fredric notował jego uwagi i spostrzeżenia w zeszycie; wszystko, co dotyczy kuchni,
zastawy, baru, absolutnie wyjątkowej atmosfery, którą musiało mieć to miejsce, będzie
proste, nie rzucające się w oczy, ale za to bardzo ekskluzywne, tak właśnie będzie, poza tym
wino, wino jest ważne; Skarphedin napisał listę, wszystko można wypracować, cóż Fredric
Drum wie o dobrych winach? Nic.
* Hroar Dege? * Fredric zmarszczył czoło w wyrazie powątpiewania. * Nie znam nikogo
[ Pobierz całość w formacie PDF ]