[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Okazało się, że Emily miała poprzedniego ranka telefon w swoim domu w Nowym Jorku. Dzwonił
rektor college’u, żeby ją powiadomić, że Audrey Beck nie żyje i że prawdopodobnie popełniła
samobójstwo. Znaleziono ją w garażu rodziców. Udusiła się spalinami. Silnik samochodu był nadal
włączony.
Przyjaciele i znajomi Audrey zadawali George’owi to samo pytanie. Czy spodziewałeś się tego?
Dlaczego to zrobiła? Czy rozmawiałeś z nią w czasie ferii?
Odpowiadał na ich pytania, jak tylko potrafił. Wolał mówić niż rozmyślać. Jedna z dziewcząt,
brunetka o prostej fryzurze, z długim, szczupłym podbródkiem, przyniosła okropny album ze zdjęciami
z pierwszego semestru ich studiów. Nie było tam żadnej fotografii Audrey, choć niektórym koleżankom
wydawało się, że rozpoznają rękaw jej bluzki na jakiejś imprezie albo tył głowy w zatłoczonym pokoju
akademika. George zwrócił uwagę na brak jej zdjęć, bo też nie miał żadnego i cztery tygodnie po ich
ostatnim spotkaniu zaczynał się już martwić, że zdążył zapomnieć, jak wyglądała.
Później Emily odprowadziła go do North Hall. Poczuł ulgę, gdy wszedłszy do pokoju, usłyszał
chrapanie Kevina, który był, swoją drogą, zadurzony w Audrey. Nie zamierzał go budzić i przeżywać
wszystkiego na nowo.
– Chciałabym pomówić z tobą dziś rano – oznajmiła dziekan. – Może być o dziesiątej?
– Dobrze.
– Wiesz, gdzie mam biuro?
Wyjaśniła mu i George pojawił się tam o dziesiątej, nie napotkawszy po drodze nikogo z akademika.
Nie miał ochoty iść do stołówki, wiedząc, że wszyscy będą rozmawiali o Audrey i każdy będzie mu się
przyglądał, kupił więc filiżankę kawy w sklepiku poza uczelnią.
Udało mu się też uniknąć Kevina, który był zapewne pod prysznicem, gdy zadzwoniła dziekan. I tak
wkrótce się wszystkiego dowie.
Okna gabinetu dziekan Simpson wychodziły na główny dziedziniec kampusu, pochyły oszroniony
trawnik przecięty rzędem wiązów. W ten mroźny ranek niebo było bezchmurne, a na terenie całej uczelni
lśniły płaty śniegu i lodu. Przez dziedziniec przechodzili opatuleni studenci, zwykle parami.
– Poprosiłam Jima Feldmana, żeby wpadł tu za chwilę. Jest jednym z naszych doradców i chciałby
się z tobą spotkać. Nie masz obowiązku się zgodzić, ale przyniosłoby nam to ulgę… bylibyśmy
zadowoleni. Wszyscy wiemy, jak Audrey była ci bliska.
George nie był pewien, kogo miała na myśli, mówiąc „my”, ani skąd w college’u wiedziano
cokolwiek na temat jego związku z Audrey, ale skinął tylko głową, po czym powiedział:
– Jasne. Porozmawiam z nim.
Dziekan Simpson była po pięćdziesiątce i była wystarczająco wysoka, by nie uznać jej za karlicę.
Nosiła purpurowy sweter ozdobiony srebrną nicią. Wokół jej głowy i ramion kłębiła się chmura siwych
włosów.
– W porządku. To dla nas szok. Otrzymujemy właśnie szczegółowe informacje z Florydy i staramy się
przede wszystkim zadbać o bezpieczeństwo osób, które były jej najbliższe. Chcielibyśmy, żebyś został
z nami w Mather w tym semestrze i kontynuował studia, ale rozumiemy, że może ci być ciężko. O tym
właśnie chce z tobą porozmawiać Jim.
– Dobrze. – Nie myślał jeszcze, co zrobi. Perspektywa opuszczenia Mather, by pogrążyć się
w żałobie, była koszmarna, ale pozostawanie tam bez Audrey wydawało się jeszcze gorszym wyjściem.
– A skoro już tu jesteś, czy możesz mi coś powiedzieć o innych znajomych Audrey? Jak wiesz,
rozmawialiśmy, oczywiście, z Emily i nawiązaliśmy kontakt z dziewczętami z Barnard, ale rozumiemy,
jakie to traumatyczne przeżycie, i nie chcemy, by ktokolwiek przechodził przez to sam.
George skinął głową, zastanawiając się, kiedy przyjdzie Jim Feldman. Za szybą pulsowało słońce,
a w biurze słychać było tykanie zegara.
– Niestety, nic nie wiem – odparł, zapomniawszy już, jak brzmiało pytanie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]