[ Pobierz całość w formacie PDF ]
musiał wrócić z Klarą do Ebury Court i wymyślić jakąś wymówkę. Niech to wszyscy diabli,
Dan jest przecież bratem Kamilli, a Jule jej bratową.
W wielkim pośpiechu przedzierał się przez tłum. Wpadł na trzy osoby i za każdym
razem musiał się zatrzymywać, by wymruczeć przeprosiny. Za trzecim razem słowa uwięzły
mu w gardle. Również dama, którą szturchnął w ramię, była oszołomiona.
- Jule - powiedział w końcu chrapliwym głosem. O, dobry Boże, oczywiście, przecież
mógł się spodziewać, że oni także będą w teatrze razem z Kamillą i Malcolmem. Ale
niewątpliwie odmówili sobie przyjemności złożenia mu wizyty w loży.
- Witaj, Freddie - pozdrowiła go Julia Wilkes, hrabina Beaconswood. Jej ładna
zazwyczaj, pogodna twarz była pozbawiona uśmiechu.
Frederick odchrzÄ…knÄ…Å‚ ujrzawszy towarzysza Julii.
- Dan? - powiedział skinąwszy głową.
- Witaj, Freddie. Czy Kamilla i Malcolm odwiedzili cię w loży? Przez cały wieczór
próbowali przyciągnąć twą uwagę.
- Rozmawiają właśnie z moją żoną. Wiedzieliście, że się ożeniłem?
- Tak - odparł hrabia.
Jego żona jakby straciła mowę, co w jej przypadku było więcej niż niezwykłe.
- Cóż... - Frederick uśmiechnął się i próbował przybrać serdeczny wyraz twarzy. - Nie
miałem jeszcze okazji, by złożyć wam życzenia. Przykro mi, że nie mogłem być obecny na
waszym ślubie. Byłem bardzo zajęty.
Kątem oka dostrzegł, że hrabina wbiła wzrok w podłogę.
- Rozumiemy to - odparł hrabia obejmując Jule w pasie, jakby w obawie, że kuzyn
mu jÄ… uprowadzi.
- Czy mogę wam przedstawić moją żonę? - zapytał Frederick.
Hrabia się wahał. Tym razem odpowiedziała hrabina.
- Tak, Freddie, prosimy. - Mówiąc to wpatrywała się w węzeł na jego krawacie;
wreszcie wzięła męża pod rękę. - Pójdziemy, Danielu?
Tak więc Frederick został obarczony trudnym i bolesnym zadaniem zaprowadzenia
krewnych do swojej loży i dokonania prezentacji. Dan oficjalnie ukłonił się Klarze, ale Julia
zaskoczyła go, ujmując obie dłonie Klary i pochylając się, by ucałować ją w policzek.
- Freddie już wszystko opowiedział o nas Klarze - rzekła Kamilla ze śmiechem. - Ona
zna wszystkie nasze grzeszki. Czyż to nie jest niebezpieczne?
Klara roześmiała się i spojrzała na hrabinę.
- Czy twój mąż także ci o wszystkim opowiedział? zapytała. - Mieli cudowne
dzieciństwo. Zazdroszczę im tak bardzo, że nie potrafię tego wyrazić.
- Ależ ja byłam jedną z nich - odparła hrabina śmiejąc się. - I pod wieloma względami
najgorszą z całej paczki. Zapytaj Daniela. Przez całe dzieciństwo zżymał się na mnie i
powtarzał, że dziadek powinien mi sprawiać lanie.
- Współczuję ci. - Klara sprawiała wrażenie rozbawionej, ale Frederick marzył, by
znalezć jakiś powód do opuszczenia loży. - Ale nie wydaje mi się, by Freddie mówił mi o
tobie. Julia? Nie, nie przypominam sobie tego imienia. Czy ty zawsze tam byłaś?
- Tak - cicho odpowiedziała hrabina. Frederick zauważył, że lekko przygryza dolną
wargę. - Od piątego roku życia. Zciśle mówiąc, nie byłam członkiem rodziny, jedynie
pasierbicą córki byłego lorda. Był to raczej luzny związek.
- Czy podobała się wam sztuka? - zapytała z uśmiechem Klara. - Uważam, że jest
cudowna, choć Freddie śmiał się z moich zachwytów. Prawdę mówiąc, to moja pierwsza w
życiu wizyta w teatrze, a więc nietrudno mnie zadowolić.
Przez kilka minut konwersacja dotyczyła bezpiecznych tematów, po czym nadeszła
pora, by goście pożegnali się i powrócili na miejsca; jednocześnie w loży pojawili się lord
Archibald i Harriet.
Klara odwróciła się i uśmiechnęła do męża.
- Jak to cudownie, że część twojej rodziny jest w mieście - ucieszyła się. - Teraz
nareszcie mogłam zobaczyć, jak wyglądają twoi kuzyni, o których mi tyle opowiadałeś.
Frederick uśmiechnął się do żony i znów wziął ją za rękę.
- Freddie - odezwała się Klara po chwili. - Czy popełniłam niewybaczalny błąd?
Zapomniałam o Julii? Kiedy powiedziała, że zawsze była z wami w Primrose Park, poczułam
się okropnie głupio. Ona nawet tam mieszkała. Ale nie przypominam sobie, abyś
kiedykolwiek o niej wspominał.
- Bo nigdy tego nie zrobiłem, Klaro - rzekł cicho. Oderwał wzrok od ich splecionych
dłoni i spojrzał prosto w rozszerzone ze zdziwienia oczy żony. Zawahał się. - Byłem w
Primrose Park tego lata, zanim przyjechałem do Bath. Poprosiłem ją, aby wyszła za mnie, ale
ona wybrała Dana.
- Och.
Ale w tym momencie rozpoczął się drugi akt przedstawienia, nie było więc już czasu
na dalszą rozmowę. Nie da się ukryć, że dokładnie spartaczył całą tę sprawę. Jak Klara
przyjmie to wyjaśnienie? Ale przecież nie mógł jej opowiedzieć całej historii. Nienawistna
była mu nawet myśl o tej sprawie.
Z twarzy jego żony zniknął wyraz zachwytu, choć przez całą resztę przedstawienia
uparcie wpatrywała się w scenę. Zastanawiał się, czy tak samo jak on niewiele na niej
widziała.
ROZDZIAA DWUNASTY
Gdy lord Archibald Vinney natychmiast po opadnięciu kurtyny wstał i poprowadził
Harriet do oczekującego ich powozu, dziewczyna była przekonana, że jej chlebodawcy
podążają tuż za nimi. A jednak długo nie pojawiali się w powozie.
- Jestem pewny, że drogi Freddie zauważył ten ścisk - powiedział lord Archibald
zamykając drzwiczki - i doszedł do wniosku, że mądrzej będzie zaczekać, dopóki tłum się nie
przerzedzi.
- Może powinnam wrócić na górę? Zastanawiała się Harriet. - Może Klara mnie
potrzebuje?
Ale lord Archibald położył wypielęgnowaną dłoń na jej ramieniu.
- Pływanie pod prąd bywa szalenie wyczerpujące - zauważył. - Oni tu będą za kilka
minut, panno Pope. Uważam, że mam za mało czasu przed ich nadejściem, by panią pożreć.
Choć muszę przyznać, że wygląda dziś pani dość smakowicie.
Harriet poczuła, że się rumieni. Nigdy jeszcze nie miała na sobie sukni tak frywolnej i
tak wspaniałej jak ta, którą Klara ofiarowała jej w prezencie.
- Teraz, gdy pani chlebodawczyni wyszła za mąż, niewątpliwie obowiązki damy do
towarzystwa stały się dla pani mniej uciążliwe, nieprawdaż? - zapytał.
- Moje obowiązki nigdy nie były takimi, milordzie - odparła.
- Aha. - Uśmiechnął się. - Oto słowa sumiennej i lojalnej pracownicy. W pięknym
stroju pani do twarzy, a bywanie w wielkim świecie ożywia panią.
Harriet milczała. Zastanawiała się, czy powinna cofnąć swoje ramię, na którym wciąż
spoczywała ręka lorda Archibalda.
- Być może nadeszła pora, by na co dzień zacząć w ten sposób żyć - zasugerował. - A
nie tylko od czasu do czasu zaglądać do tego świata, resztę życia spędzając w koszmarnej
nudzie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]