[ Pobierz całość w formacie PDF ]
pomyślała. Czy naprawdę już dziwaczeję z samotności? Kiedyś byłam
zupełnie inna...
Przypomniała sobie szczęśliwe dni, gdy ona i Gianni byli
nierozłączni. Każda noc była cudownym przeżyciem, a poranki
zaczynały się radosnym uśmiechem. Jednak ten czas minął. Gdy
owdowiała, zniknęły również zmysłowe pokusy i było jej z tym
dobrze, choć Netta wciąż wracała do tego tematu. Zbywała ją
śmiechem, ale...
Nagle usłyszała hałas dobiegający z korytarza łączącego
wewnętrzne schody z mieszkaniami od frontu. Czyżby Luke Cayman
46
R S
rzeczywiście tu się zabawiał? - pomyślała. Posłuchała uważniej.
Aadna zabawa, gdy ktoś chrapie...
Luke siedział na podłodze oparty o ścianę, całkowicie obojętny
wobec otaczającego świata. Uklękła obok. W świetle słabej żarówki
pod sufitem zobaczyła spokojną twarz i rozluznione rysy. Dotąd w jej
obecności miał usta zaciśnięte w jedną linię, jak u kogoś, kto
zawzięcie dąży do celu. Teraz wyglądały zmysłowo i zachęcały do
pocałunku.
Była zła na siebie za takie myśli. Kobieta, która przeżyła ostatnie
cztery lata jak zakonnica, powinna bardziej panować nad sobą. A
jednak... To wszystko wina Netty! - sarknęła w duchu. Na swaty jej
się zebrało, też coś... Potrząsnęła Luke'a za ramię.
- Spał pan jak niemowlę - powiedziała.
- Czy ktoś zauważył, że wyszedłem? - spytał zły na siebie.
- A jakie to ma znaczenie?
- Mieszka tu wielu młodych, którzy mogą pić i szaleć przez całą
noc, a następnego dnia gotowi są na nową hulankę. Kiedyś też tak
potrafiłem, ale już nie daję rady, wolałbym jednak zachować to w
tajemnicy.
- Nikomu nie zdradzę tej strasznej tajemnicy. - Z uśmiechem
podała mu butelkę wody.
- Po pierwsze nawodnić skacowanego... Dzięki, dobra
samarytanko. Cóż, minęła młodość jak sen złoty... - stwierdził
dramatycznie.
47
R S
- Nie da się ukryć, minęła. Tylko ciekawe jak? Pewnie wczoraj
trafił pan do celi po raz pierwszy w życiu.
- Gdy byłem młodszy, różnie bywało. Teraz powinienem wrócić
do hotelu. Pożegnam się z Nettą i...
Usiłował wstać, ale oczy same mu się kleiły.
- Nic z tego nie będzie, ale mam lepszy pomysł. Niech pan
chwilę poczeka.
Ledwie odeszła, zasnął, lecz po chwili wróciła i znów go
obudziła.
- Idziemy - powiedziała rozkazującym tonem.
Wlókł się za nią po schodach, potem korytarzem, aż dotarli
przed drzwi, które Minnie otworzyła kluczem skądś przyniesionym.
- Chwilowo nikt tu nie mieszka - wyjaśniła. - Oczywiście
standard jest nieco niższy niż w hotelu Contini - powiedziała z
przekąsem.
- Byle było łóżko.
- Jest. - Wyjęła z komody poduszkę i koce. - Hej, ostrożnie! -
krzyknęła, gdy się zachwiał, i chwyciła go za ramiona. - Teraz można
się położyć.
- Dziękuję - wymamrotał, natychmiast padając na łóżko. Stało
się to tak szybko, że razem z nim wylądowała w pościeli.
- Proszę mnie puścić - zażądała.
- Hm? - mruknął, nie zwalniając uścisku.
Tłumaczyła sobie, że był nieprzytomny i kierował się wyłącznie
odruchami, jednak jego gorące ciało zaczęło budzić w niej pożądanie.
48
R S
Wtedy szarpnęła się wściekle i strzeliła Luke'a prosto w szczękę.
Natychmiast ją puścił, a ona zerwała się na równe nogi.
- Przepraszam, jeśli złamałam panu ząb - mruknęła, wciąż zła.
- Mm? - odpowiedział.
Choć wściekła, w samarytańskim odruchu okryła go kocem i
wyszła.
Luke obudził się o świcie. Półprzytomny, starał się zebrać myśli,
gdy nagle przypomniał sobie, jak jakaś kobieta wpadła mu w objęcia,
a potem runęli na łóżko. Natychmiast otworzył oczy.
Był w nieznanym pomieszczeniu. Leżał na wąskim łóżku,
stojącym w rogu niewielkiego pokoju. Była tu jeszcze komoda,
krzesło i lampa. Wstał i otworzył drzwi do sąsiedniego pokoju. Kiedyś
był to zapewne salonik, z którego przechodziło się do kuchni.
Ostatnim pomieszczeniem była mała łazienka.
Wciąż nurtowało go wspomnienie owej kobiety. Leżeli na łóżku,
lecz ona gwałtownie się poruszała... z namiętności? A może wyrywała
się z jego objęć? Kim była?
Na pewno nie Olimpia. Nieznajoma była nieco niższa i mocniej
zbudowana. Poczuł ból w szczęce. Och, z całą pewnością nie
delikatna, subtelna Olimpia. Przecież nie dysponowała tak potężnym
prawym sierpowym!
Ktoś otworzył drzwi wejściowe. Odwrócił się. Minerwa Pepino.
Spojrzała na niego z jawną ironią.
49
R S
Widział ją w różnych wcieleniach. Pani mecenas, która
przychodzi do aresztu, by porozmawiać z podopiecznym, pani
mecenas w todze, która staje przed sądem, wreszcie dama w
jedwabiach podczas przyjęcia. W tych wszystkich wcieleniach była
panią Minerwą Pepino, kobietą budzącą respekt.
Lecz teraz stała przed nim Minnie, dziewczyna z sąsiedztwa w
znoszonych dżinsach i bawełnianej koszulce. Swojska, można by rzec
- urwisowata, i mocno nabzdyczona.
- Wreszcie pan wstał - stwierdziła zaczepnie. - Zaglądam tu już
trzeci raz. Lepiej pan się czuje?
- Tak. - Pomasował się po szczęce. Bolała jak diabli.
- Och, bardzo przepraszam - kajała się z jawną obłudą.
- Pani mi to zrobiła?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]